czwartek, 29 stycznia 2015

[Praca konkursowa] - Jorgista Forever - Miejsce 2

Violetta to piękna dziewczyna jak każda inna. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ma 18 lat, blond włosy i niebieskie oczy. Jej mama umarła na raka mózgu 4 lata temu. Był to wielki cios dla niej jak i dla jej taty. Po śmierci rodzicielki przeprowadzili się do Buenos Aires. Od 3 lat German czyli jej ojciec znęca się nad nią psychicznie jak i fizycznie. Dziewczyna ma dużo siniaków i ran na ciele. Nie mogła zgłosić tego na policję bo ojciec jej groził.

15.10.2014 r.
Dzień jak każdy inny, ale nie dla niej. Jej ojciec stracił bardzo ważnego klienta. Miał zły humor więc jak zawsze postanowił wyżyć się na szatynce. Poszedł do jej pokoju gdzie siedziała na parapecie i wpatrywała się w uśmiechniętych ludzi za oknem. Podszedł do niej, chwycił mocno za ramię i pociągnął tak, że spadła na podłogę. Po jej policzkach poleciało kilka łez, ale nie odzywała się. Podniósł ją i zaczął bić wszędzie.
-Proszę, przestań.-prosiła go. Mężczyzna wpadł w furię. Uderzał coraz to mocnej. Szatynka powoli traciła kontakt z rzeczywistością. Złapał ją za włosy i pociągnął w górę i popchnął na szafę za nią. Po chwili wyszedł z pokoju. Spakował się i bez słowa nawet nie sprawdzając czy jego córka żyje wyszedł. Tak po prostu otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Pojechał na lotnisko i wyleciał jak najdalej od niej. W tym samym czasie szatynka cała poobijana i we krwi leżała na podłodze. Bolał ją każdy zakątek ciała. Resztkami sił jakie jej zostały podczołgała się do telefonu na jej łóżku. Wykręciła numer pogotowia. Podała wszystkie informacje i opadał na podłogę.

Dziewczyna powoli zaczęła podnosić ciężkie powieki. Otworzyła oczy i od razu je zamknęła. W pomieszczeniu było bardzo jasno, a na ciele czuła coś dziwnego. Znowu podjęła próbę otworzenia oczu tym razem udało jej się. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było ono przestronne ściany były w odcieniu zielonego. Obok łóżka na którym leżała zauważyła półkę nocną, a obok nad nią wisiała jakaś maszyna. Powoli przypominała sobie co zrobił jej ojciec. Po jej policzkach znowu poleciały słone łzy. Do sali wszedł starszy mężczyzna, podszedł do niej.
-Dzień dobry panno Castillo. Nazywam się Lorenzo Cortez i jestem pani lekarzem prowadzącym. Znajduje się pani na jednym z oddziałów w głównym szpitalu w Buenos Aires. Była Pani nieprzytomna przez dwa dni. Czy pamiętasz co się stało?-spytał i spojrzał na szatynkę. Pokiwała twierdząco głową. Zapisał coś w jej karcie i podszedł bliżej.-Niech Pani patrzy na mój palec.-powiedział i ruszył pacem w bok. Po chwili skończył.-Violetto masz duże szczęście twoje narządy wewnętrzne nie zostały uszkodzone poważnie są tylko poobijane. Głębsze rany zszyliśmy. Musisz zostać tu jeszcze aby wszystko się zagoiło, a później na obserwację. Czy masz jakieś pytania?-zakończył swój monolog.
-Nie, dziękuję.-odpowiedziała. Pokiwał głową.
-Gdybyś czegoś potrzebowała naciśnij ten guzik.-powiedział i pokazał na czerwony okrągły przedmiot. Zawiesił jej kartę na łóżku i wyszedł. Odkryła się. Była w szpitalnej piżamie. Na jej ciele było wiele uszkodzeń, a gdzieniegdzie bandaże. Przykryła się kołdrą i ostrożnie odwróciła na bok. Zamknęła oczy aby powstrzymać łzy cisnące się jej do oczu, niestety na marne bo już po chwili miała mokre policzki. Nie wierzyła w to do jakiego stanu doprowadził ją jej własny ojciec, a później tak po prostu wyjechał.

Violetta leżała na swoim szpitalnym łóżku wpatrzona w biały sufit, który swoją drogą wspaniale komponował się z zielonymi ścianami. Nadal była słaba i nie odzyskała jeszcze sił. Całe dnie spędzała na leżeniu w łóżku, które o dziwo było bardzo wygodne. Dużo myślała i wspominała te dobre chwile w których jej rodzina była w komplecie i byli szczęśliwi. Niestety teraz jest inaczej i nic już nie będzie takie samo. Jej przemyślenia przerwało ciche pukanie, a po chwil w sali pojawiła się jak zawsze uśmiechnięta młoda pielęgniarka. Miała na imię Erica i była o 3 lata starsza od Violetty. Bardzo często odwiedzała szatynkę, którą polubiła.
-Cześć, jak się dziś czujesz?-spytała podchodząc bliżej.
-Tak samo jak wczoraj, ale jest troszeczkę lepiej.-uśmiechnęła się do niej blado.
-Przyszłam powiedzieć Ci, że w naszym szpitalu co roku pojawiają się wolontariusze i pomagają nam i pacjentom przez jakiś czas. Będziesz miała przydzielonego takiego jakby pomocnika.-zaśmiała się.-Jeszcze nie wiem kto to będzie, ale jak się dowiem to od razu ci powiem. Wszyscy są bardzo mili bo poznałam ich niedawno.-uśmiechnęła się do niej.
-Dobrze, dziękuję za informacje.-zaśmiała się. Porozmawiały jeszcze chwilę i Erica musiała wracać do pracy, a szatynka do ponownego zatracenia się we własnych myślach. Po chwili usnęła. Miała zły sen, kolejny od tego pamiętnego dnia. Obudziła się i otworzyła oczy. Za oknem nie było jeszcze ciemno, ale nie było też jasno. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 17:53. Westchnęła i położyła się na drugim boku. Zobaczyła na fotelu obok uśmiechniętą brunetkę.
-Przyszłam z nowymi ploteczkami.-zaśmiała się. Na te słowa szatynka uśmiechnęła się i pokazała gestem aby kontynuowała.-Więc będziesz miała pod władzą pewnego przystojniaka.-poruszała zabawnie brwiami.-Wiem, że ma na imię Leon i ma 19 lat, a o resztę będziesz musiała go wypytać. Jak z nim rozmawiałam wydawał się naprawdę sympatyczny. Ma zjawić się tu już jutro.- Szatynka słuchała jej uważnie. Zastanawiała się czy polubi tego chłopaka, czy on będzie miły, a może wręcz przeciwnie? Z takimi myślami zasnęła.

Usłyszała, że ktoś puka w białe drzwi do jej sali. Otworzyła oczy i przeciągnęła się. Poprawiła włosy i powiedziała 'proszę'. W pomieszczeniu pojawiła się pielęgniarka dobrze już znana Castillo czyli Erica.
-Młoda przyprowadziłam kogoś.-zaśmiała się i zawołała kogoś. Do sali wszedł przystojny, wysoki szatyn. Uśmiechnął się ciepło do niej co odwzajemniła.-To o nim ci wczoraj mówiłam. Teraz was zostawiam.-powiedziała i wyszła. Przekręciła się powoli na plecy i spojrzała na niego.
-Jestem Leon Verdas. Jestem wolontariuszem w tym szpitalu, będę Ci od dziś pomagał w czym sobie zażyczysz.-powiedział i usiadł na krzesełku obok jej łóżka.
-Violetta Castillo, miło mi. Podałabym Ci rękę, ale nie mam siły.-powiedziała patrząc na niego.
-Nie szkodzi, mi też miło Cię poznać. Możemy od razu przejść na 'ty' czy jednak wolisz Pan, Pani?-zapytał.
-Chyba wolę mówić po imieniu.-uśmiechnęła się, a on to odwzajemnił. Na początku pomiędzy nimi panowała niezręczna cisza, a żadne z nich nie wiedziało jak zacząć rozmowę.
-Czym się interesujesz?-zapytał po chwili nie mogąc dalej siedzieć w tej ciszy.
-Nie mam jakiś szczególnych zainteresowań, ale przed śmiercią mamy trochę śpiewałam, a ty jakie masz zainteresowania?-spytała.
-Interesuję się medycyną i trochę gram na gitarze.-powiedział. Później rozmowa już sama się tworzyła. Mieli wiele wspólnych tematów, które nie kończyły się. Wieczorem musiał już iść. Pożegnali się i znowu została sama, ale z myślą, że jutro znowu się zobaczą.

Po dwóch tygodniach w końcu przyszedł czas na opuszczenie szpitala. Miejsca w którym spędziła 14 na początku koszmarnych, a później coraz lepszych dni. Co dzień miała przy sobie Leona. Coraz lepiej się poznawali i zostali przyjaciółmi. Wiedzieli o sobie praktycznie wszystko. Dziewczyna nie chciała wracać do starego domu, który tak bardzo przypominał jej ojca. Szatyn zaproponował jej mieszkanie u siebie bo i tak mieszkał sam. W końcu po długich namowach zgodziła się. Przy chłopaku czuła się w końcu potrzebna i szanowana. Gdy ją dotykał czuła przyjemne mrowienie, a gdy na powitanie i pożegnanie całował w policzek rumieniła się. Powoli dochodziła do wniosku, że chyba zakochała się w swoim przyjacielu. Starała się jednak o tym nie myśleć. Spakowała wszystkie rzeczy, które z domu przyniósł jej Leon i czekała na niego. Siedziała bokiem na łóżku gdy ktoś zasłonił jej oczy. Po chwili poczuła cudowne perfumy mogące należeć tylko do jednej osoby.
-Leon.-powiedziała.
-Zgadłaś.-uśmiechnął się i pocałował w policzek przez co na jej policzkach pojawiły się rumieńce, które tak lubił. -Gotowa?-spytał. Pokiwała głowa na 'tak'. Wziął jej torbę i wyszli z sali. Pożegnali się z Ericą i poszli do jego auta. Po krótkiej drodze stanęli pod dużym domem. Wysiedli i weszli do środka.
-Twoje rzeczy czekają na Ciebie w Twoim pokoju. Chodź zaprowadzę Cię.-powiedziała. Złapał ją za rękę i poszli na górę. Otworzył trzecie drzwi po lewej stronie. Weszli do pięknego błękitnego pokoju. Rozejrzała się dookoła i odwróciła do niego przodem. Podeszła bliżej i przytuliła się.
-Dziękuję.-wyszeptała. Objął ją mocno.
-Nie masz za co.-powiedział tuląc jej drobne ciałko do swojego. Stali tak kilka minut. Puściła go i uważnie popatrzyła na pokój.
-Pięknie tu.-uśmiechnęła się. Odwzajemnił jej uśmiech i oprowadził po całym domu. Pod wieczór dziewczyna była już zadomowiona u niego. Poszli do kuchni w celu zrobienia kolacji. Zaczęli robić spaghetti, dobrze się przy tym bawiąc. Po zjedzeniu posiłku poszli do swoich pokoi.
-Dobranoc księżniczko.-uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. Zarumieniła się i lekko spuściła głowę.
-Dobranoc książę.-zaśmiała się i poszła do pokoju.

-Leon co będziemy robić wieczorem?-zapytała siadając obok szatyna na jego łóżku. Już od kilku dni mieszka u niego i czuje się jak u siebie w domu. Spojrzał na nią z uśmiechem.
-A na co masz ochotę?-spytał.-Możemy obejrzeć film i napić się trochę wina.-dodał po chwili. Uśmiechnęła się i przytaknęła.-To zaczynamy oglądać o 19.-powiedział. Wstała i szczęśliwa ruszyła do swojego pokoju. Po upływie kilkunastu minut zeszła na dół. Na stoliku leżały filmy, a obok nich czerwone wino i dwie lampki do połowy pełne. Usiadła wygodne na kanapie, a po chwili dołączył do niej szatyn. Zaczęli oglądać i pić wino. Wypili po dwie i pół lampki. Położyła swoją głowę na jego ramieniu. Objął ją i gładził po plecach. Nudziło mu się. Spojrzał na dziewczynę, a ona na niego. Ich wzroki skrzyżowały się, wpatrywali się w swoje oczy. Powoli się do siebie zbliżali. Po chwili złożył na jej ustach pocałunek, który ona odwzajemniła i pogłębiła. Całowali się namiętnie, ale i czule. Nie byli w pełni świadomi co robią, ale jednak wiedzieli to co teraz się dzieje. Posadził ją sobie na kolanach. Zawiesiła rękę na jego szyi, a drugą jeździła po jego torsie. Podniósł ją nie przerywając. Poszedł do swojej sypiali. Położył ją na swoim łóżku. Dalej wiadomo co się stało. Szatynka obudziła się bardzo wcześnie. Przypomniała sobie co zrobili tej nocy. Szybko wstała i poszła do siebie. Bardzo bała się tego, że zniszczyli swoją przyjaźń przez alkohol, którego nie było aż tak dużo, ale jednak. Usiadła na łóżku. Po chwili zaczęła się szybko pakować. Robiła to wszystko pod wpływem emocji. Napisała dla niego kartkę, którą zostawiła obok jego łóżka na szafce nocnej. Z dwoma walizkami wyszła z domu. Po jej policzkach leciały łzy. Starła je i szybko wsiadła do taksówki. Wyłączyła telefon i czekała na dotarcie na lotnisko. Zapłaciła i wysiadła. Przeszła przez odprawę i siedziała już w samolocie. Po chwili wzbili się w powietrze. Patrzyła na Buenos Aires, które malało z każdą sekundą. Znowu zaczęła płakać. W tym samym czasie szatyn powoli zaczął się budzić. Przetarł swoje zaspane oczy. Uśmiechnął się na wspomnienie nocy spędzonej z szatynką. W końcu zebrał się w sobie i chciał wyznać jej coś co do niej poczuł. Odwrócił się, ale zobaczył tylko puste łóżko. Spostrzegł karteczkę z jej pismem.

Przepraszam za to co stało się tej nocy. Nie chciałam tak zniszczyć naszej przyjaźni. Wypiliśmy za dużo i bardzo tego żałuję bo gdyby nie to pewnie teraz jedlibyśmy pyszne śniadanie, a tak ja teraz siedzę w samolocie. Nie szukaj mnie i nie dzwoń. Czy kiedyś wrócę? Może, nic jeszcze nie wiem.
Żegnaj Leon.

Przeczytał co napisała i pobiegł szybko do jej pokoju. Półki były puste. Zbiegł szybko na dół lecz tam też jej nie było. Usiadł na kanapie.
-Kocham Cię, wróć.-powiedział cicho, a po jego policzku spłynęła łza.

Violetta już od kilku dni jest we Włoszech. Podoba jej się tu bardzo. Była już tu kilka razy dlatego postanowiła wybrać to miejsce. Bardzo brakowało jej Leona. Na każdym kroku przypominał jej się. Wmawiała sobie, że za to co się stało on jej już nienawidzi. Nocami płakała. Nie chciała aby to wszystko tak się skończyło. Szatynka chodzi pięknymi uliczkami. Rozgląda się i podziwia tutejsze piękno. Leon w tym czasie siedzi w domu i pracuje. Nie może się na niczym skupić. Nie może o niej zapomnieć, nie chce. Bardzo za nią tęskni. Za jej uśmiechem, głosem i pięknymi rumieńcami, które pojawiały się przy nim. Całymi dniami myślał tylko o niej. Wiedział, że nigdy o niej nie zapomni.

Szatynka znowu siedziała w samolocie. Tym razem wracała do Buenos po dwóch miesiącach. Zdała sobie sprawę z tego, że nie może żyć bez przystojnego szatyna. Chce mu powiedzieć o tym. Zostały 2 dni do świąt i ledwo co zdążyła z zakupieniem biletu. Przymknęła oczy i po chwili usnęła. Kilka godzin później obudził ją głos stewardessy. Wylądowali. Zabrała swoje walizki i zamówiła taxi. Była godzina 19 więc na zewnątrz było już ciemno, a z nieba padały białe gwiazdki zwane śniegiem. Wsiadła do samochodu i podała kierowcy jego adres. Po kilku minutach była na miejscu. Zapłaciła, wzięła bagaże i stanęła przed drzwiami. Wahała się cz zadzwonić czy może jednak uciec. Szybko wcisnęła dzwonek i czekała. Usłyszała kroki, a po chwili drzwi otworzyły się.
-W czym mogę pomóc?-zapytał. Podniosła głowę i spojrzała na niego. Patrzył na nią nie wierząc, że to ona.
-Wiem, że mnie nienawidzisz, ale przyjechałam powiedzieć ci coś i znikam.-powiedziała szybko.
-Violetta ja...-przerwała mu.
-Poczekaj chcę tylko powiedzieć, że zakochałam się w Tobie.-powiedziała ciszej i odwróciła się. Złapał ją szybko za rękę i odwrócił w swoją stronę. Przybliżył się i pocałował ją. Oddała pocałunek. Po chwili oderwali się od siebie. Patrzył w jej oczy.
-Nadal Cię lubię, a nawet kocham i nie żałuję tego co stało się wtedy.-powiedział.
-Naprawdę?-spytała.
-Tak, kocham Cię.-powiedział i przytulił ją. Wziął jej walizki i wniósł do środka. Poszli do salonu.
-Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę na święta.-powiedziała.
-Jaką?-spytał. Wzięła jego rękę. Rozsunęła swój gruby płaszcz i położyła ich ręce na jej zaokrąglonym już brzuchu. Patrzyła na niego.-Jesteś w ciąży?-spytał, a ona przytaknęła.
-Będziesz tatusiem.-powiedziała. Uśmiechnął się szeroko. Podniósł ją i zakręcił wokół własnej osi.-Czyli cieszysz się?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-powiedział.-Może jesteśmy młodzi, ale razem na pewno damy radę. -dodał i pocałował ją.  

****
Praca która zajęła drugie miejsce :)
Autorka - Jorgista Forever
Czekam na wasze opinię !!

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Haha! Pierwszy raz w życiu! A więc... Cudny, boski, zajebisty, powtarzam się ale to prawda ❤.❤
      Może powinnam napisać coś więcej, ale po prostu brak mi słów na tego przecudnego OSa❤. Boskość❤
      Ni❤

      Usuń
  2. Boski ;*
    Leonetta slodziaki
    Grrr...
    -.-
    Germana na stos....
    Czek na rozdzialik ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie zajebiste cudo wystrzalowe

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny! Naprawdę mi się spodobał :)
    Czekam na rozdział i 1 miejsce OS'a ;)
    #Aries

    OdpowiedzUsuń
  5. A jednak konkurencja już Na 2 miejscu była duża wiec teraz tylko czekać Na miejsce 1 :)
    One Shot jest suuper. Na pewno na coś takie bym nie wpadła za co masz koleiny plus :)

    #Selfiak♥
    {Nowy podpis}

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny one'shot nie mogłam się od niego oderwać :D ]
    Czekam z niecierpliwością na rozdział

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Polecamy

Dodaj Swojego bloga do spisów