sobota, 31 stycznia 2015

[Notka informacyjna] Nowe opowiadanie?

Witajcie kochani :) Dzisiaj przychodzę do was z taką małą notką informacyjną. Wiem już że to opowiadanie które teraz czytacie niedługo dobiegnie końca :) Po prostu kończy mi się wena na nie i planuję je zakończyć już nie długo :)

Ale bez paniki :) Planuję napisać kolejne opowiadanie :) Tutaj pytanie do was. Czy chcecie czytać kolejne opowiadanie o naszej kochanej Leeonettcie?

P.S Jeśli macie jakieś pomysły na nowe opowiadanie to mi je piszcie w komentarzach. Postaram się je wykorzystać albo przynajmniej wykorzystać co nieco z nich. Myślę już nad nowym opowiadaniem :)

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 33 - Przecież dopiero co od niego wyszłaś

VIOLETTA
Obudziłam się rano. Było dość późno. Szybko wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic po czym ubrałam świeże ubrania. Zrobiłam makijaż i ułożyłam włosy. Wyszłam z łazienki i weszłam do kuchni. Fede i Lu siedzieli i pili kawę.
-Fede zawieziesz mnie do szpitala? - Zapytałam pośpiesznie sznurując trampki.
-Spokojnie zwolnij trochę - Powiedziała zdenerwowana Lu.
-Zjedz śniadanie -Polecił Federico. Posłałam im mordercze spojrzenia po czym podeszłam do lodówki i wyciągnęłam jogurt bo wiedziałam że tak łatwo nie odpuszczą. Zjadłam go szybko po czym posłałam uśmiech dwójce siedzącej na przeciwko mnie.

W końcu po wielu prośbach i namowach Fede przywiózł mnie do szpitala. Szybko weszłam na oddział i skierowałam się w kierunku sali Leona. Stanęłam przy szybie i zajrzałam do środka. Siedziała przy nim Fran. Trzymała go za rękę. Kiedy mnie zauważyła wstała i podeszła do mnie.
-Cześć Violu - Powiedziała po czym przywitałyśmy się buziakiem w policzek.
-Hej - Powiedziałam smutna.
-Chciałabym pojechać do domu się przespać - Powiedziała i spojrzała w moje oczy. - Zostaniesz z nim? - zapytała a ja nie oderwałam wzroku od Leona.
-T-tttak - Wyjąkałam po czym na nią spojrzałam. Posłałam jej ciepły uśmiech po czym weszłam do sali Leona.

Siedziałam przy nim cały dzień. No prawie. Od 12 do 18. W końcu przyjechała Fran. A zaraz po niej Stef i Jim. Przytuliłam małego chłopca po czym ucałowałam go w policzek. Kilka minut później przyjechał Fede.
-Hej - Przywitał się. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Lu cię tutaj przysłała? - zadałam pytanie z udawanym uśmiechem na ustach.
-No tak - Przyznał mi rację - Powiedziała że musisz odpocząć - Dodał po chwili
-Tak tak znikaj - Powiedziała Stef. Spojrzałam na nią niechętnie.
-Fran możesz na chwilkę? - Zapytałam po czym odeszłyśmy kawałek dalej. Miałam nadzieję że Stef nie ma gumowych uszu.
-Fran wiem że to głupie ale czy mogłabym dostać klucze do domu Leona? - zapytałam po czym lekko się uśmiechnęłam
-Chciałabym tam trochę posiedzieć -Powiedziałam smutna.
-Oczywiście - powiedziała po czym podała mi klucze.
-Dziękuję - Powiedziałam po czym ją przytuliłam. Wróciłam do Fede po czym obydwoje wyszliśmy ze szpitala. Było już po 19.
-To co do domu? - Zapytał Fede posyłając mi uśmiech
-Nie - Powiedziałam stanowczo - Do Leona - Powiedziałam zadowolona.
-Jak do Leona? - Zapytał zdziwiony - Przecież dopiero co od niego wyszłaś - Powiedział lekko zdziwiony
-Do jego domu - Powiedziałam po czym wskazałam na klucze które trzymałam w dłoni.

Weszłam do środka po czym zapaliłam światło. Rozejrzałam się dookoła a tam porozrzucane były zabawki Jima. Uśmiechnęłam się mimowolnie po czym ściągnęłam buty a na nogi wsunęłam kapcie Leona. Były sporo za duże ale mi to nie przeszkadzało. Po kilku sekundach skierowałam się na górę. Weszłam do garderoby, wzięłam sobie  jedną bluzę po czym wyszłam i skierowałam się do sypialni. Zapaliłam światło, skierowałam się w kierunku łóżka. Leżało na nim kilka zabawek Jimiego, koszula Leona i coś co przykuło moją uwagę. Katalogi z meblami dla dzieci. Uśmiechnęłam się po czym usiadłam na wielkim łóżku opierając się i zaczęłam je przeglądać. Kilka zestawów mi się spodobało. Widziałam też że Leon zaczął coś zaznaczać. Jestem szczęśliwa i wiem że teraz chciałabym mu wybaczyć i do niego wrócić. Mam nadzieję że niedługo się obudzi. Nie nawet nie ma innego wyboru. Musi się obudzić. Przecież nie może wiecznie spać. Potrzebuję go. Ja, Jim i nasze dziecko potrzebujemy go. Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół po czym otworzyłam drzwi. Staną w nich kurier.
-Dobry wieczór - Przywitał się przyjaźnie z uśmiechem na ustach
-Dobry wieczór - Powiedziałam po czym również posłałam jemu uśmiech
-Przepraszam za porę ale byłem wcześniej i nikogo nie było w domu - Wyjaśnił szybko.
-Nic nie szkodzi - Powiedziałam spokojnie
-Mam przesyłkę dla Leona Verdasa - Powiedział spoglądając na niewielkich rozmiarów pudełko
-W takim razie ja odbiorę - Powiedziałam - Ile płacę? - Zadałam pytanie po chwili
-Przesyłka jest opłacona - Powiedział po czym podał mi pudełeczko. Było lekkie więc wnioskowałam że Leon nie zamówił nic dużego. Podpisałam potwierdzenie odbioru po czym pożegnałam się z kurierem i zamknęłam drzwi. Weszłam z powrotem do sypialni. Wiem że nie powinnam tego robić ale otworzyłam paczkę. Moim oczom ukazało się kilka drobiazgów. Mimowolnie się uśmiechnęłam po czym zaczęłam wyjmować rzeczy. Śpioszki i smoczek oraz buciki. Wszystko w różowym kolorze. Ucieszyłam się strasznie po czym ułożyłam starannie rzeczy na komodzie pod telewizorem. Położyłam się na łóżku i zasnęłam z wielkim uśmiechem.

************

I mamy już za nami kolejny rozdział. Jakieś one strasznie krótkie za co was strasznie przepraszam :( Dzisiaj to tyle :) Buziaczki  :**

czwartek, 29 stycznia 2015

[Praca konkursowa] - Jorgista Forever - Miejsce 2

Violetta to piękna dziewczyna jak każda inna. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ma 18 lat, blond włosy i niebieskie oczy. Jej mama umarła na raka mózgu 4 lata temu. Był to wielki cios dla niej jak i dla jej taty. Po śmierci rodzicielki przeprowadzili się do Buenos Aires. Od 3 lat German czyli jej ojciec znęca się nad nią psychicznie jak i fizycznie. Dziewczyna ma dużo siniaków i ran na ciele. Nie mogła zgłosić tego na policję bo ojciec jej groził.

15.10.2014 r.
Dzień jak każdy inny, ale nie dla niej. Jej ojciec stracił bardzo ważnego klienta. Miał zły humor więc jak zawsze postanowił wyżyć się na szatynce. Poszedł do jej pokoju gdzie siedziała na parapecie i wpatrywała się w uśmiechniętych ludzi za oknem. Podszedł do niej, chwycił mocno za ramię i pociągnął tak, że spadła na podłogę. Po jej policzkach poleciało kilka łez, ale nie odzywała się. Podniósł ją i zaczął bić wszędzie.
-Proszę, przestań.-prosiła go. Mężczyzna wpadł w furię. Uderzał coraz to mocnej. Szatynka powoli traciła kontakt z rzeczywistością. Złapał ją za włosy i pociągnął w górę i popchnął na szafę za nią. Po chwili wyszedł z pokoju. Spakował się i bez słowa nawet nie sprawdzając czy jego córka żyje wyszedł. Tak po prostu otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Pojechał na lotnisko i wyleciał jak najdalej od niej. W tym samym czasie szatynka cała poobijana i we krwi leżała na podłodze. Bolał ją każdy zakątek ciała. Resztkami sił jakie jej zostały podczołgała się do telefonu na jej łóżku. Wykręciła numer pogotowia. Podała wszystkie informacje i opadał na podłogę.

Dziewczyna powoli zaczęła podnosić ciężkie powieki. Otworzyła oczy i od razu je zamknęła. W pomieszczeniu było bardzo jasno, a na ciele czuła coś dziwnego. Znowu podjęła próbę otworzenia oczu tym razem udało jej się. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było ono przestronne ściany były w odcieniu zielonego. Obok łóżka na którym leżała zauważyła półkę nocną, a obok nad nią wisiała jakaś maszyna. Powoli przypominała sobie co zrobił jej ojciec. Po jej policzkach znowu poleciały słone łzy. Do sali wszedł starszy mężczyzna, podszedł do niej.
-Dzień dobry panno Castillo. Nazywam się Lorenzo Cortez i jestem pani lekarzem prowadzącym. Znajduje się pani na jednym z oddziałów w głównym szpitalu w Buenos Aires. Była Pani nieprzytomna przez dwa dni. Czy pamiętasz co się stało?-spytał i spojrzał na szatynkę. Pokiwała twierdząco głową. Zapisał coś w jej karcie i podszedł bliżej.-Niech Pani patrzy na mój palec.-powiedział i ruszył pacem w bok. Po chwili skończył.-Violetto masz duże szczęście twoje narządy wewnętrzne nie zostały uszkodzone poważnie są tylko poobijane. Głębsze rany zszyliśmy. Musisz zostać tu jeszcze aby wszystko się zagoiło, a później na obserwację. Czy masz jakieś pytania?-zakończył swój monolog.
-Nie, dziękuję.-odpowiedziała. Pokiwał głową.
-Gdybyś czegoś potrzebowała naciśnij ten guzik.-powiedział i pokazał na czerwony okrągły przedmiot. Zawiesił jej kartę na łóżku i wyszedł. Odkryła się. Była w szpitalnej piżamie. Na jej ciele było wiele uszkodzeń, a gdzieniegdzie bandaże. Przykryła się kołdrą i ostrożnie odwróciła na bok. Zamknęła oczy aby powstrzymać łzy cisnące się jej do oczu, niestety na marne bo już po chwili miała mokre policzki. Nie wierzyła w to do jakiego stanu doprowadził ją jej własny ojciec, a później tak po prostu wyjechał.

Violetta leżała na swoim szpitalnym łóżku wpatrzona w biały sufit, który swoją drogą wspaniale komponował się z zielonymi ścianami. Nadal była słaba i nie odzyskała jeszcze sił. Całe dnie spędzała na leżeniu w łóżku, które o dziwo było bardzo wygodne. Dużo myślała i wspominała te dobre chwile w których jej rodzina była w komplecie i byli szczęśliwi. Niestety teraz jest inaczej i nic już nie będzie takie samo. Jej przemyślenia przerwało ciche pukanie, a po chwil w sali pojawiła się jak zawsze uśmiechnięta młoda pielęgniarka. Miała na imię Erica i była o 3 lata starsza od Violetty. Bardzo często odwiedzała szatynkę, którą polubiła.
-Cześć, jak się dziś czujesz?-spytała podchodząc bliżej.
-Tak samo jak wczoraj, ale jest troszeczkę lepiej.-uśmiechnęła się do niej blado.
-Przyszłam powiedzieć Ci, że w naszym szpitalu co roku pojawiają się wolontariusze i pomagają nam i pacjentom przez jakiś czas. Będziesz miała przydzielonego takiego jakby pomocnika.-zaśmiała się.-Jeszcze nie wiem kto to będzie, ale jak się dowiem to od razu ci powiem. Wszyscy są bardzo mili bo poznałam ich niedawno.-uśmiechnęła się do niej.
-Dobrze, dziękuję za informacje.-zaśmiała się. Porozmawiały jeszcze chwilę i Erica musiała wracać do pracy, a szatynka do ponownego zatracenia się we własnych myślach. Po chwili usnęła. Miała zły sen, kolejny od tego pamiętnego dnia. Obudziła się i otworzyła oczy. Za oknem nie było jeszcze ciemno, ale nie było też jasno. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 17:53. Westchnęła i położyła się na drugim boku. Zobaczyła na fotelu obok uśmiechniętą brunetkę.
-Przyszłam z nowymi ploteczkami.-zaśmiała się. Na te słowa szatynka uśmiechnęła się i pokazała gestem aby kontynuowała.-Więc będziesz miała pod władzą pewnego przystojniaka.-poruszała zabawnie brwiami.-Wiem, że ma na imię Leon i ma 19 lat, a o resztę będziesz musiała go wypytać. Jak z nim rozmawiałam wydawał się naprawdę sympatyczny. Ma zjawić się tu już jutro.- Szatynka słuchała jej uważnie. Zastanawiała się czy polubi tego chłopaka, czy on będzie miły, a może wręcz przeciwnie? Z takimi myślami zasnęła.

Usłyszała, że ktoś puka w białe drzwi do jej sali. Otworzyła oczy i przeciągnęła się. Poprawiła włosy i powiedziała 'proszę'. W pomieszczeniu pojawiła się pielęgniarka dobrze już znana Castillo czyli Erica.
-Młoda przyprowadziłam kogoś.-zaśmiała się i zawołała kogoś. Do sali wszedł przystojny, wysoki szatyn. Uśmiechnął się ciepło do niej co odwzajemniła.-To o nim ci wczoraj mówiłam. Teraz was zostawiam.-powiedziała i wyszła. Przekręciła się powoli na plecy i spojrzała na niego.
-Jestem Leon Verdas. Jestem wolontariuszem w tym szpitalu, będę Ci od dziś pomagał w czym sobie zażyczysz.-powiedział i usiadł na krzesełku obok jej łóżka.
-Violetta Castillo, miło mi. Podałabym Ci rękę, ale nie mam siły.-powiedziała patrząc na niego.
-Nie szkodzi, mi też miło Cię poznać. Możemy od razu przejść na 'ty' czy jednak wolisz Pan, Pani?-zapytał.
-Chyba wolę mówić po imieniu.-uśmiechnęła się, a on to odwzajemnił. Na początku pomiędzy nimi panowała niezręczna cisza, a żadne z nich nie wiedziało jak zacząć rozmowę.
-Czym się interesujesz?-zapytał po chwili nie mogąc dalej siedzieć w tej ciszy.
-Nie mam jakiś szczególnych zainteresowań, ale przed śmiercią mamy trochę śpiewałam, a ty jakie masz zainteresowania?-spytała.
-Interesuję się medycyną i trochę gram na gitarze.-powiedział. Później rozmowa już sama się tworzyła. Mieli wiele wspólnych tematów, które nie kończyły się. Wieczorem musiał już iść. Pożegnali się i znowu została sama, ale z myślą, że jutro znowu się zobaczą.

Po dwóch tygodniach w końcu przyszedł czas na opuszczenie szpitala. Miejsca w którym spędziła 14 na początku koszmarnych, a później coraz lepszych dni. Co dzień miała przy sobie Leona. Coraz lepiej się poznawali i zostali przyjaciółmi. Wiedzieli o sobie praktycznie wszystko. Dziewczyna nie chciała wracać do starego domu, który tak bardzo przypominał jej ojca. Szatyn zaproponował jej mieszkanie u siebie bo i tak mieszkał sam. W końcu po długich namowach zgodziła się. Przy chłopaku czuła się w końcu potrzebna i szanowana. Gdy ją dotykał czuła przyjemne mrowienie, a gdy na powitanie i pożegnanie całował w policzek rumieniła się. Powoli dochodziła do wniosku, że chyba zakochała się w swoim przyjacielu. Starała się jednak o tym nie myśleć. Spakowała wszystkie rzeczy, które z domu przyniósł jej Leon i czekała na niego. Siedziała bokiem na łóżku gdy ktoś zasłonił jej oczy. Po chwili poczuła cudowne perfumy mogące należeć tylko do jednej osoby.
-Leon.-powiedziała.
-Zgadłaś.-uśmiechnął się i pocałował w policzek przez co na jej policzkach pojawiły się rumieńce, które tak lubił. -Gotowa?-spytał. Pokiwała głowa na 'tak'. Wziął jej torbę i wyszli z sali. Pożegnali się z Ericą i poszli do jego auta. Po krótkiej drodze stanęli pod dużym domem. Wysiedli i weszli do środka.
-Twoje rzeczy czekają na Ciebie w Twoim pokoju. Chodź zaprowadzę Cię.-powiedziała. Złapał ją za rękę i poszli na górę. Otworzył trzecie drzwi po lewej stronie. Weszli do pięknego błękitnego pokoju. Rozejrzała się dookoła i odwróciła do niego przodem. Podeszła bliżej i przytuliła się.
-Dziękuję.-wyszeptała. Objął ją mocno.
-Nie masz za co.-powiedział tuląc jej drobne ciałko do swojego. Stali tak kilka minut. Puściła go i uważnie popatrzyła na pokój.
-Pięknie tu.-uśmiechnęła się. Odwzajemnił jej uśmiech i oprowadził po całym domu. Pod wieczór dziewczyna była już zadomowiona u niego. Poszli do kuchni w celu zrobienia kolacji. Zaczęli robić spaghetti, dobrze się przy tym bawiąc. Po zjedzeniu posiłku poszli do swoich pokoi.
-Dobranoc księżniczko.-uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. Zarumieniła się i lekko spuściła głowę.
-Dobranoc książę.-zaśmiała się i poszła do pokoju.

-Leon co będziemy robić wieczorem?-zapytała siadając obok szatyna na jego łóżku. Już od kilku dni mieszka u niego i czuje się jak u siebie w domu. Spojrzał na nią z uśmiechem.
-A na co masz ochotę?-spytał.-Możemy obejrzeć film i napić się trochę wina.-dodał po chwili. Uśmiechnęła się i przytaknęła.-To zaczynamy oglądać o 19.-powiedział. Wstała i szczęśliwa ruszyła do swojego pokoju. Po upływie kilkunastu minut zeszła na dół. Na stoliku leżały filmy, a obok nich czerwone wino i dwie lampki do połowy pełne. Usiadła wygodne na kanapie, a po chwili dołączył do niej szatyn. Zaczęli oglądać i pić wino. Wypili po dwie i pół lampki. Położyła swoją głowę na jego ramieniu. Objął ją i gładził po plecach. Nudziło mu się. Spojrzał na dziewczynę, a ona na niego. Ich wzroki skrzyżowały się, wpatrywali się w swoje oczy. Powoli się do siebie zbliżali. Po chwili złożył na jej ustach pocałunek, który ona odwzajemniła i pogłębiła. Całowali się namiętnie, ale i czule. Nie byli w pełni świadomi co robią, ale jednak wiedzieli to co teraz się dzieje. Posadził ją sobie na kolanach. Zawiesiła rękę na jego szyi, a drugą jeździła po jego torsie. Podniósł ją nie przerywając. Poszedł do swojej sypiali. Położył ją na swoim łóżku. Dalej wiadomo co się stało. Szatynka obudziła się bardzo wcześnie. Przypomniała sobie co zrobili tej nocy. Szybko wstała i poszła do siebie. Bardzo bała się tego, że zniszczyli swoją przyjaźń przez alkohol, którego nie było aż tak dużo, ale jednak. Usiadła na łóżku. Po chwili zaczęła się szybko pakować. Robiła to wszystko pod wpływem emocji. Napisała dla niego kartkę, którą zostawiła obok jego łóżka na szafce nocnej. Z dwoma walizkami wyszła z domu. Po jej policzkach leciały łzy. Starła je i szybko wsiadła do taksówki. Wyłączyła telefon i czekała na dotarcie na lotnisko. Zapłaciła i wysiadła. Przeszła przez odprawę i siedziała już w samolocie. Po chwili wzbili się w powietrze. Patrzyła na Buenos Aires, które malało z każdą sekundą. Znowu zaczęła płakać. W tym samym czasie szatyn powoli zaczął się budzić. Przetarł swoje zaspane oczy. Uśmiechnął się na wspomnienie nocy spędzonej z szatynką. W końcu zebrał się w sobie i chciał wyznać jej coś co do niej poczuł. Odwrócił się, ale zobaczył tylko puste łóżko. Spostrzegł karteczkę z jej pismem.

Przepraszam za to co stało się tej nocy. Nie chciałam tak zniszczyć naszej przyjaźni. Wypiliśmy za dużo i bardzo tego żałuję bo gdyby nie to pewnie teraz jedlibyśmy pyszne śniadanie, a tak ja teraz siedzę w samolocie. Nie szukaj mnie i nie dzwoń. Czy kiedyś wrócę? Może, nic jeszcze nie wiem.
Żegnaj Leon.

Przeczytał co napisała i pobiegł szybko do jej pokoju. Półki były puste. Zbiegł szybko na dół lecz tam też jej nie było. Usiadł na kanapie.
-Kocham Cię, wróć.-powiedział cicho, a po jego policzku spłynęła łza.

Violetta już od kilku dni jest we Włoszech. Podoba jej się tu bardzo. Była już tu kilka razy dlatego postanowiła wybrać to miejsce. Bardzo brakowało jej Leona. Na każdym kroku przypominał jej się. Wmawiała sobie, że za to co się stało on jej już nienawidzi. Nocami płakała. Nie chciała aby to wszystko tak się skończyło. Szatynka chodzi pięknymi uliczkami. Rozgląda się i podziwia tutejsze piękno. Leon w tym czasie siedzi w domu i pracuje. Nie może się na niczym skupić. Nie może o niej zapomnieć, nie chce. Bardzo za nią tęskni. Za jej uśmiechem, głosem i pięknymi rumieńcami, które pojawiały się przy nim. Całymi dniami myślał tylko o niej. Wiedział, że nigdy o niej nie zapomni.

Szatynka znowu siedziała w samolocie. Tym razem wracała do Buenos po dwóch miesiącach. Zdała sobie sprawę z tego, że nie może żyć bez przystojnego szatyna. Chce mu powiedzieć o tym. Zostały 2 dni do świąt i ledwo co zdążyła z zakupieniem biletu. Przymknęła oczy i po chwili usnęła. Kilka godzin później obudził ją głos stewardessy. Wylądowali. Zabrała swoje walizki i zamówiła taxi. Była godzina 19 więc na zewnątrz było już ciemno, a z nieba padały białe gwiazdki zwane śniegiem. Wsiadła do samochodu i podała kierowcy jego adres. Po kilku minutach była na miejscu. Zapłaciła, wzięła bagaże i stanęła przed drzwiami. Wahała się cz zadzwonić czy może jednak uciec. Szybko wcisnęła dzwonek i czekała. Usłyszała kroki, a po chwili drzwi otworzyły się.
-W czym mogę pomóc?-zapytał. Podniosła głowę i spojrzała na niego. Patrzył na nią nie wierząc, że to ona.
-Wiem, że mnie nienawidzisz, ale przyjechałam powiedzieć ci coś i znikam.-powiedziała szybko.
-Violetta ja...-przerwała mu.
-Poczekaj chcę tylko powiedzieć, że zakochałam się w Tobie.-powiedziała ciszej i odwróciła się. Złapał ją szybko za rękę i odwrócił w swoją stronę. Przybliżył się i pocałował ją. Oddała pocałunek. Po chwili oderwali się od siebie. Patrzył w jej oczy.
-Nadal Cię lubię, a nawet kocham i nie żałuję tego co stało się wtedy.-powiedział.
-Naprawdę?-spytała.
-Tak, kocham Cię.-powiedział i przytulił ją. Wziął jej walizki i wniósł do środka. Poszli do salonu.
-Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę na święta.-powiedziała.
-Jaką?-spytał. Wzięła jego rękę. Rozsunęła swój gruby płaszcz i położyła ich ręce na jej zaokrąglonym już brzuchu. Patrzyła na niego.-Jesteś w ciąży?-spytał, a ona przytaknęła.
-Będziesz tatusiem.-powiedziała. Uśmiechnął się szeroko. Podniósł ją i zakręcił wokół własnej osi.-Czyli cieszysz się?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-powiedział.-Może jesteśmy młodzi, ale razem na pewno damy radę. -dodał i pocałował ją.  

****
Praca która zajęła drugie miejsce :)
Autorka - Jorgista Forever
Czekam na wasze opinię !!

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 32 - Stan Leona bardzo się pogorszył

VIOLETTA
Razem z Francescą przesiedziałyśmy całą noc w szpitalu. Miałam nadzieję że Leonowi się polepszy ale nic z tego. Lekarze mówią że jest źle i to bardzo.
-Viola powinnaś jechać do domu i się przespać. - Powiedziała Fran. Spojrzałam na nią swoimi zapłakanymi oczami po czym pokręciłam głową. Nie miałam ochoty nigdzie iść. Chciałam tutaj zostać, być przy nim. Po prostu tego potrzebowałam.
-Violu ale musisz się przespać - Powiedziała spokojnie. Ponownie pokręciłam głową po czy spojrzała na prawo. Do szpitala weszła Ludmiła z Federico i Marco. Wszyscy spojrzeli na mnie i nic nie mówili. Schowałam twarz w dłonie i płakałam. Było mi tak strasznie źle. Chciałabym teraz go przytulić.

Po kilku minutach naszego siedzenia do sali Leona wleciało kilku lekarzy. Przestraszyłam się strasznie po czym spojrzałam na swoich przyjaciół. Francesca od razu pobiegła w tamtym kierunku. Po kilku minutach wróciła.
-Co się dzieje? - Zadałam pytanie patrząc na zdenerwowaną siostrę Leona.
-Tylko się nie denerwuj Violu - zaczęła Fran
-Teraz to się denerwuję jeszcze bardziej - Powiedziałam po czym przymknęłam oczy.
-Stan Leona bardzo się pogorszył - Zaczęła - Będą go operować - Dodała szybko po czym usiadła na krześle obok mnie i złapała mnie za rękę.  Posłałam jej blady uśmiech.

Po kilku godzinach przywieźli Leona. W tym samym momencie do szpitala wleciała Stef razem z Jimem.
-Tylko się nie denerwuj - Usłyszałam głos Fede. posłałam mu uśmiech po czy pokiwałam głową. W tym samym czasie Fran wróciła od lekarza. Spojrzała zła na Stef.
-Co z nim - Zadałam pytanie
-To chyba nie twój biznes? - zapytała zła Stef. Spojrzałam na nią po czym pokręciłam głową.
-Violu spokojnie - powiedziała Fran po czym przykucnęła do mnie. - Leon jest w śpiączce ale wyjdzie z tego - Powiedziała i mnie przytuliła. Całkowicie zignorowała Stef. Bardzo się cieszę. Znaczy że jestem dla nich ważniejsza niż ona.
-Francesco - Zaczęła Stef - Pozwól na chwilę - Powiedziała po czym ruszyła aby kawałek odejść. Fran zrobiła dziwną minę i poszła za nią.

-Cześć ciociu -Powiedział Jim po czym usiadł obok mnie.
-Witaj skarbie - Powiedziałam i się uśmiechnęłam. Jak to jest że on zawsze poprawia mi humor. Nawet w takim momencie.

NARRATOR
Siostra rannego oraz jego była narzeczona odeszli na bok.
-Masz mnie upoważnić do uzyskiwania informacji na temat stanu Leona - Powiedziała blondynka.
-Chyba kpisz -Odpowiedziała Fran. Była strasznie zdenerwowana.
-Nie - Powiedziała stanowczo blondynka. Po jej głowie chodziło tysiąc myśli. 
-Prędzej upoważnię Viole niż ciebie - Krzyknęła zła czarnowłosa w między czasie wskazując na brunetkę w ciąży. Wszyscy przyjaciele patrzyli na siostrę Leona i Stef zdziwieni.
-Nie upoważnienie cię - Powiedziała stanowczo po czym odeszła od blondynki.

W tym samym czasie w sali rannego bruneta było spokojnie. Pielęgniarki podłączyły mu kroplówki a on leżał nie mogąc się ruszyć. Słyszał tylko pojedyncze krzyki dobiegające z korytarza. Słyszał jak jego przyjaciele o czymś dyskutują. Słyszał ale kompletnie nie wiedział o czym  mówią. Usłyszał tylko jedne zdanie z którego się cieszył chociaż nie mógł tego okazać.
-Prędzej upoważnię Viole niż ciebie - Te słowa wypowiedziała jego siostra.Był z niej dumny. A w dodatku wiedział że jest tu jego ukochana. Szkoda tylko że nie mógł się obudzić i powiedzieć co do niej czuje.

VIOLETTA
Spędziliśmy na korytarzu z Jimem już przynajmniej 3 godziny. jest fajnie bo mam go przy sobie. Tylko żeby jeszcze Leon się obudził. Chciałabym chwycić go teraz za rękę albo zasnąć z nim i Jimem na jednym łóżku. 
-Ciociu nie płacz - Powiedział Jim po tym jak zobaczył że moje oczy się zaszkliły.
-Nie będę - Powiedziałam po czym posłałam mu uśmiech  a on mnie przytulił.
-Tatuś do nas wróci - Powiedział - Zobaczysz - Dodał po chwili.
-Znikaj - Powiedziała Stef stając nade mną. Spojrzałam do góry i zobaczyłam jej złą minę. Po chwili ponownie skierowałam wzrok na malutkiego Leona. Dokładnie tak teraz wyglądał.
-Violetta - Odezwała się Fran - Fede odwiezie cię do domu - Powiedziała spokojnie
-Powiedziałam że nigdzie nie jadę - Powiedziałam stanowczo po czym przycisnęłam do siebie Jima.
-Prześpisz się i wrócisz jutro - Powiedziała stanowczo - I nie chce słyszeć żadnego sprzeciwu - Powiedziała grożąc mi palcem.
-No dobrze - Powiedziałam po czym wstałam i pożegnałam się z Jimem i Fran. Wyszłam ze szpitala i wsiadłam do samochodu mojego przyjaciela.

Po kilku minutach byliśmy w domu. Weszłam do swojego pokoju po czym włożyłam dres. Położyłam się na łóżku i szybko zasnęłam.

************
No i mamy taki oto rozdział. Jak widzicie Stef jeszcze nie zniknęła a Leon się nie obudził. Violcia oczywiście siedzi i czuwa przy Leonie ile tylko może i tyle ile pozwala jej reszta :P To tyle na dziś :) Buziaczki :**

P.S Zaktualizowałam zakładkę Rozdziały i One Shoty a także dodałam zakładkę z OS z konkursu oraz zakładkę Wasze Blogi.
W związku z zakładką Wasze Blogi proszę żebyście nie podawali mi linków do swoich blogów w komentarzach pod rozdziałami:)

No i to na tyle ogłoszeń na dziś :P Buziolki :**

piątek, 23 stycznia 2015

[Praca konkursowa] - Życie płata figle i robi niespodzianki. Ważne byle były dobre - Tina Comello - Miejsce 3

" Życie  płata figle i robi niespodzianki. Ważne byle były dobre."

  W tłumie zobaczyłem dziewczynę. ~Oto kolejna do kolekcji~pomyślałem.
  Niska, zgrabna blondynka o krótkich włosach. No normalnie idealna. Gdyby nie jeden szczegół-kojarzyła mi się skądś, a to nie dobrze bo to oznacza że już ją sprawdziłem...Po chwili odwróciła się. Zobaczyłem jej twarz.
  To ONA! Kobieta którą tak bardzo pragnąłem mieć już od  roku, ale ona wyjechała łamiąc mi serce.
~Dlaczego to się stało akurat nam? Ale czy na pewno to ONA? Przecież zginęła. To niemożliwe-przewidziało mi się. Ale z drugiej strony jest bardzo do niej podobna ~ tyle pytań. Na  żadne nie umiem odpowiedzieć. One są jak czarna magia.
Tyle wspomnień do mnie wróciło w kilka chwil.
~~~~~~~~~~~~~~~~
- Lubisz mnie?-zapytała
-Nie
- Czy według ciebie jestem ładna?
-Nie
- Czy jestem w twoim sercu?
- Nie
- Czy płakałbyś gdybym odeszła?
- Nie
- Czy według ciebie mogę coś osiągnąć w życiu?
- Nie
- Poszedłbyś ze mną na godzinę do łóżka?
- Nie
  Gdy odchodziła przyciągnąłem ją do siebie i łapczywie pocałowałem wyrażając każde odczuwane w tym momencie uczucia. Oddawała każdy mój pocałunek jednocześnie go pogłębiając. Gdy brakło nam tlenu niechętnie się od siebie odsunęliśmy. Jej oczy były zaszklone i widziałem w nich niepewność, rozkosz i zdziwienie.
-Dlaczego to zrobiłeś?-spytała szeptem.
-Miałem powody- odszeptałem i puściłem jej oczko, na co się uśmiechnęła aby po chwili zmarkotnieć.
- Ciekawe jakie powody miał pan Verdas aby najpierw mnie odrzucić i doprowadzić do rozpaczy a chwilę później całować i sprawiać wrażenie bycia w siódmym niebie doprowadzając do stanu błogości, otumanienia i szczęścia przede wszystkim. Bardzo ciekawe.
-To może ja ci odpowiem na poprzednie pytania: Ja ciebie nie lubię, tylko kocham. Dla mnie nie jesteś ładna, tylko piękna. Nie płakałbym gdybyś odeszła, ja bym umarł tęskniąc. Nie ma Cię w moim sercu bo nim jesteś ty. Nie osiągniesz nic w życiu bo już osiągnęłaś. Czy poszedłbym z tobą na godzinę do łóżka? Nie, bo gdybym z tobą poszedł do łóżka nigdy byśmy nie wyszli bo ciągle bym miał mało. Ja po prostu nie funkcjonował bym bez ciebie bo to ty mnie napędzasz. Nie oddychałbym bo ty jesteś mym tlenem. Tak więc kocham Cię. Czy zostaniesz moją dziewczyną?- to były najważniejsze słowa jak dotąd w moim życiu poetyckim, ale nawet one nie były tak ważne jak odpowiedź Violetty.
- Kocham Cię. I ja także nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Z każdym pocałunkiem moja miłość do ciebie się umacnia chociaż to był nasz 2 pocałunek.- powiedziała i wbiła się w moje wargi.
- W tajemnicy powiem Ci jedną rzecz-nadstawiła ucho do moich ust- od kiedy Cię spotkałem wiedziałem że będziemy razem. Dlatego od początku nie wyobrażałem sobie innej odpowiedzi od ciebie. A tak na marginesie, to nasz 3 pocałunek. - zaśmiała się i wtuliła we mnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~
To był i nadal jest najszczęśliwszy moment mojego całego życia. Nigdy go nie zapomnę. Bo niby jak można zapomnieć czas w którym związałem się z najbliższą mi na świecie osobą? Tak samo jak nie zapomnę najgorszego z mojego życia dnia- dnia w którym wyjechała i już nigdy nie wróciła.
~~~~~~~~~~~~~
-Kotku wróciłem!- nie otrzymałem odpowiedzi więc nawoływałem dalej- Skarbie? Lepiej wyjdź bo jak nie to będzie foch!
~~~~~~~~~~~~~
Wtedy jeszcze nie wiedziałem że utraciłem mój promyk szczęścia na zawsze. Pamiętam do dziś kartkę którą mi zostawiła. Widniał na niej napis:

"Kochanie wyjechałam w sprawach służbowych.
Nie odbierałeś więc postanowiłam Ci napisać ten list.
Wrócę w sobotę i spędzimy razem miło czas.
Pojechałam do Paryża z Juliet dogadać się z francuzami.
Twoja Viola :* "

Później słuchałem wiadomości i usłyszałem komunikat:
"Samolot linii Shine na trasie Buenos Aires- Paryż rozbił się w skutek czego na miejscu zginęło bardzo dużo osób, jednak nie wszystkie zginęły, lecz w zamian zostały one poważnie ranne.
Z tego co nam wiadomo to zostały one przewiezione do szpitala na ul. Danse 21 w Paryżu.
Rodziny i przyjaciół prosimy o szybkie przybycie na miejsce".
Wtedy cały świat dla mnie runął. W tamtym momencie tylko moja narzeczona się liczyła. Oczywiście tam pojechałem, wraz z jej bratem- Diego i jego dziewczyną czyli najlepszą przyjaciółką Violi-Fran. Gdy dotarliśmy na miejsce usłyszeliśmy proste zdanie: "Przykro nam." Byłem zdenerwowany więc odpowiedziałem a właściwie odwrzeszczałem im: "Mnie też jest przykro. Przykro że moja ukochana musiała zginąć bo nie sprawdziliście dokładnie tego cholerstwa który przypieczętował jej los!" Po całej akcji wróciłem do domu i opłakiwałem ją całymi miesiącami. Lecz w pewnym momencie postanowiłem żyć dalej i żeby zapełnić tą pustkę w sercu zacząłem szukać dziewczyny która byłaby podobna do mojego skarba. Żadnej nie znalazłem, ale nie mam zamiaru się poddawać.
I tak w sumie jest do dzisiaj-a raczej było do póki nie zobaczyłem tej blondynki przed chwilką. A propos tej dziewczyny- podchodzi do niej jakiś chłopak który wygląda jak Diego. Chwila, przecież to jest Diego. Oni rozmawiają! Po chwili mężczyzna wyciąga telefon i przykłada do ucha i wyraźnie się niecierpliwi. Kilka sekund później słyszę piosenkę Mroza- Poza Logiką wydobywającą się z mojego telefonu co oznacza że ktoś dzwoni. Wyciągam Smartfona i okazuje się że to Diego. Jestem ciekaw co mi powie tak więc odbieram.
***
*Rozmowa telefoniczna Diego z Leonem*

- Siema Leon. Nie uwierzysz co się stało!- mówi bardzo podekscytowany.

- Zaskocz mnie.

-Znalazłem Violettę! Stoi koło mnie.

-Wiem o tym, ale... Wątpię aby to była ona. Przecież Viola miała brązowe włosy.

- Faktycznie, jednak jestem pewny. To na pewno ona. Ale chwila... Skąd to wiesz?

- Siedzę na ławce koło fontanny obok wejścia do lasu.
***

 Tuż po rozłączeniu rozglądnął się uważnie, a gdy mnie spostrzegł zaczął wymachiwać abym tam poszedł. Tak więc podszedłem tam aby nie zrobił sobie za dużej siary.

Gdy do nich podszedłem ta kobietka zaczęła mi się przyglądać i coś mnie uderzyło... Te same duże oczy które zawsze były radosne, teraz były zgaszone. Te pełne usta w których mogłem się zatracać godzinami. Ten mały zgrabny nosek, te lekko zaróżowione policzki i zawsze ułożone w łagodny łuk brwi. Teraz byłem pewny- to moja Violcia, mój mały promyk nadziei powrócił. Tylko gdzie on się tyle podziewał?

- To ty...- więcej nie mogłem wydusić- ale gdzie byłaś kwiatuszku mój? Przecież samolot którym leciałaś się rozbił. Twoje nazwisko było jednym na liście "uśmierconych". Już nic z tego nie rozumiem.- powiedziałem tym razem głośniej ale ze zmieszaniem w głosie.

- Skoro mam Wam wszystkim to opowiedzieć to może pójdziemy do jakiejś miłej knajpki i  zadzwońcie do Fran?- spojrzeliśmy na nią z ciekawością a ona dopowiedziała- Ona na pewno będzie chciała wiedzieć co się stało a ja nie zamierzam powtarzać tego więcej niż to potrzebne. Proszę- zrobiła minę kota ze Shreka którą do dziś pamiętam i do dziś nie umiem jej się oprzeć.

- Ok, to Diego dzwoń do Fran ale nie mów jej że Vils się znalazła tylko powiedz żeby przyszła do tej nowej knajpki  "Universo" tej z nowoczesnym wystrojem na ul. Cuatro Codigo 54, a i że ma tam być o...-spojrzałem na zegarek w telefonie- 15.30? Chyba 28 minut jej wystarczy, c'nie?

- Powinno. A teraz cicho bo idę dzwonić.- podszedł do fontanny koło której siedziałem.

Gdy odszedł ja złapałem Vilu, przyciągnąłem do siebie i jak najczulej i najmocniej przytuliłem mojego-i tylko mojego- aniołka.

- Leon...du...dusisz- wyskrzeczała a natychmiast poluźniłem uścisk.

- Wybacz. Ale zrozum mnie też trochę: nie widziałem mojego skarba ponad rok. Ja chcę się upewnić czy tym razem nie mam zwidów i że stoisz koło mnie.- pocałowała mnie w policzek na co ja powiedziałem.- Wole w inne miejsce.- Zrobiłem dzióbek z ust, na co zachichotała.- Ja nie żartuje, serio chcę buziaka.- zmieszała się trochę.- Co jest?

- No bo ty pewnie masz dziewczynę i nie chcę aby była zazdrosna.- odpowiedziała i się zaczęła odsuwać ale wtedy przysunąłem ją jeszcze bliżej.

- Ja nie mam żadnej dziewczyny...- powiedziałem na co się uśmiechnęła-... Tylko narzeczoną. - cały uśmiech zszedł jej z twarzy- I wątpię aby była o siebie zazdrosna- wyczytałem jej z twarzy iż nie rozumie, także ją oświecę- No bo ty chyba nie będziesz zazdrosna o siebie, co?

- Ale... Ale ty nie masz nikogo?

- Po co skoro jedyną z którą pragnę być to ty? Zrozum że dalej ciebie kocham. Ale zrozumiem jeśli ty mnie przestałaś.- zrobiłem smutną minę, odsunąłem ją od siebie i zacząłem kierować się do -wciąż rozmawiającego- Diego.

Wtem poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę i obraca w swoją stronę. To była Vilu. Cały czas patrząc mi w oczy przysunęła się do mnie, położyła moje ręce na swoją talie, i swoje położywszy na mój kark- wbiła się gwałtownie w moje usta. Ja natomiast przysunąłem ją jeszcze bliżej i zacząłem pogłębiać pocałunek. Gdy otworzyła usta aby nabrać powietrza ja wsunąłem do ich wnętrza swój język. Oba języki walczyły o dominację. A gdy zabrakło nam tchu, niechętnie się od siebie oderwaliśmy. Ciągle patrzyliśmy sobie w oczy i dopiero teraz usłyszałem brawa przechodniów którzy obserwowali całą sytuację.

- Czyli... nadal mnie kochasz?- spytałem głupio z chytrym uśmieszkiem na twarzy.

- Taka odpowiedź Ci wystarczy?- spytała i ponownie wbiła się w moje wargi, tym razem brutalniej, jakby była spragniona a jedyną cieczą były moje usta.

Tym razem słychać było głośniejsze oklaski i wiwaty na naszą cześć, ale my napajaliśmy się swoją obecnością i to było dla nas bez znaczenia. Po kilku chwilach podszedł do nas Diego i we trójkę ruszyliśmy do "Univeso", oczywiście ja z moją ukochaną za rękę. Mieliśmy jeszcze spory kawałek do restauracji i zostały nam 3 minuty, ale mimo wszystkiego dalej szliśmy wolno i nie przejmowaliśmy się tym.
Coś czuję że wszyscy dostaniemy baty od Francesci: ja za to że niby przeze mnie się spóźniliśmy, Viola za to że się nie kontaktowała a Diego za to że jej nic nie powiedział że wróciła.

*Kawiarnia "Universo"*

Właśnie wchodzimy do środka, i spostrzegamy na maxa zezłoszczoną Francescę. Ale nie dziwię jej się- też bym się wkurzył na kogoś kto się ze mną umówił o jakiejś konkretnej godzinie a przyszedł prawie 40 minut później. Szczególnie że Włoszka jest bardzo punktualna, co dodatkowo pogarsza sytuację.

- Cześć Fran!- Viola rzuciła się na nią. Mina Fran była bezcenna, ale gdy się zorientowała kto to to od razu zaczęły obie się "dusić" i podskakiwać ogromnie się ciesząc. Cała kawiarnia się na nie patrzyła z dezaprobatą ale jak widać miały to w nosie.

Po kazaniu którego się spodziewałem próbowałem zejść na temat Violi ale tak delikatnie, jednak ktoś mnie wyprzedził, i to była oczywiście Francesca. I nie dość że mnie wyprzedziła to jeszcze spytała się o to prosto z mostu, ale co się dziwić? Przecież to jest Francesca Caugvillia- chociaż za niedługo Castillo- ona jest z tego znana.

- Rozumiem Violu że nie chcesz o tym mówić ale powiedz nam dlaczego nie było Cię rok czasu. Nie chcę tego od ciebie po chamsku tego wyciągać, ale jestem strasznie ciekawa.

- Nie, nie. Jak obiecałam że powiem to tak zrobię...No więc : rok temu  byłyśmy już na lotnisku z Juliet itp. Tylko że ja zapomniałam paszportu i musiałam się wrócić, a że byłam już po odprawie to pewnie myśleli że wsiadłam do tego samolotu i dlatego moje nazwisko było na tej liście. Jednak mnie nie było na pokładzie, bo gdy wysiadłam przed sklepem żeby kupić wodę, ktoś zakrył mi oczy jakąś chustką i nie widziałam już niczego. Na początku próbowałam się szarpać ale chwilę później poczułam jak ta tajemnicza osoba wbija mi coś w rękę a za następne kilka minut to już nic nie czułam bo zemdlałam. Gdy się obudziłam znajdowałam się w jakimś pomieszczeniu i... Nie byłam sama. Był tam także porywacz i jakaś inna dziewczyna o karotkowo- rudych włosach. Okazało się że nie tylko mnie porwano ale też i ją, tylko różnica była taka że ona tam była znacznie dłużej bo była już tam dwa tygodnie. Zaprzyjaźniłyśmy się i zdawałyśmy sobie sprawę że każdego dnia możemy zginąć. Ma na imię Camila i także jej odebrano narzeczonego i okazało się że Broadway- jej chłopak - też jest adwokatem. Później gdy nam opowiadali porywacze-bo było ich więcej- powiedzieli że zabrali nas dlatego bo ty-wskazała na mnie- oskarżyłeś go o pedofilstwo(Jak to jest błędnie napisane, to sorki ale nie wiedziałam jak to napisać) i skazałeś na 15 lat w więzieniu a Broadway jego koledze zrobił to samo.

- A co oni Wam tam robili?- dopytała się Fran

-Dzięki że mi przypomniałaś. No więc tak: codziennie rano chodziłyśmy do "Sali tortur" gdzie nas bili i poniżali psychicznie. Jednak nawet tam nie było najgorzej-w tym momencie jej oczy zrobiły się czarne i poleciała z nich jedna łza- gorzej było wieczorem. Wtedy nas rozdzielali i prowadzili do 2 innych sal i próbowali nas... Gwałcić. Tak było dzień w dzień przez okrągłe 7 miesięcy. My już tam prawie padałyśmy z przemęczenia. Na szczęście po tych miesiącach katuszy w pewnym momencie wparowali tam policjanci, pojmali zbrodniarzy i nas wyciągnęli z tego bagna.

- Zabije ich- warknął zły Diego i miał taką minę że jakby ich teraz spotkał to nie byłoby za ciekawie. Zresztą nie dziwię się, sam miałem ochotę ich zatłuc za to zrobili mojej księżniczce.

- Wchodzę w to- poparłem Diego.

- No dobra, dobra nie popisujcie się tylko dajcie jej dokończyć gdzie była te 5 miesięcy i co się z nią działo wtedy.

- Dzięki kochana- posłała jej ciepłe spojrzenie po czym ponownie zaczęła tłumaczyć- Tak więc przez resztę roku mieszkałyśmy z Cami u  policjantki- Ludmiły- która się uparła że dopiero jak skończymy 5 miesięczną terapię to dopiero wtedy nas puści do domów. Bardzo za Wami tęskniłam, ale nie pamiętałam waszych numerów a pojechać do Was nie mogłam bo Ludmi się uparła że z Włoch do BA to za daleko i musiałam zostać tam. Dopiero wczoraj wróciłyśmy we trójkę do Argentyny bo: Cami też tu mieszka a Ludmiła przyjechała tutaj na stałe bo zrezygnowała z pracy. Obecnie mieszkamy w domu siostry Ludmiły- Naty. Ale bardzo się cieszę że to już koniec tego wszystkiego i jestem przy osobach których kocham i że w końcu jestem bezpieczna. Kocham Was.- przysunęła się do całej naszej 3 i wtuliła najmocniej jak potrafiła.

- My ciebie też -powiedziałem na głos, lecz już ciszej dodałem- ale pamiętaj: Ja najbardziej.

~ pół roku później ~

-Czy  Wy, Ludmiło, Camilo, Violetto, Francesco, Natalio pragniecie zjednoczyć się związkiem małżeńskim z waszymi wybrankami?

- Tak chcemy- odpowiedziały wspólnie.

- A czy Wy: Federicu, Broadwayu, Leonie, Diegu, Maximilianie chcecie się związać waszymi wybrankami na całe życie?

- Tak, chcemy.- byliśmy co do tego zgodni.

(...)

- Możecie się pocałować!

~ 4 lata później ~

Dzisiaj całą paczką tzn. Ja, Viola, Diego, Fran, Ludmiła, Fede(mąż Lu i mój najlepszy przyjaciel), Cami, Broadway, Naty i Maxi(mąż Natalii) i dzieciakami Lu i Fede(Chris), Naty i Maxiego (Anabell), Cami i Brodwaya (Cindy i Nico), Fran i Diega(Jorge i Lissie) oraz moim i Vilu (Vanessa).  Siedzimy przy stole wigilijnym w domu państwa Ponte (Maxi i Nata) i jemy, śmiejemy się i przede wszystkim rozmawiamy.

- Wiecie na co teraz czas?

- Na co wujku Fede?

- Czas na... Prezenty!

Gdy tylko Włoch to powiedział, od razu dzieciaki pobiegły do choinki i zaczęły szukać prezentów dla siebie. Ale o dziwo nie tylko dzieci pobiegły pod choinkę ale i również ich rodzice, swoją drogą bardzo śmiesznie to wyglądało.

~jakiś czas później~

- To teraz pora na prezent dla ciebie, kochanie- szepnęła mi do ucha Viola.

-Ciekawe jaki- serio byłem ciekawy.

- Proszę- wręczyła mi kopertę i wyczekiwała aż ją otworzę.

Zacząłem bardzo powoli rozdzierać kopertę. Była w niej kartka papieru. Gdy ją przeczytałem to zamarłem. Od zawsze marzyłem o takim prezencie. Wszyscy mi się przyglądali, a ja nie zważając na to, wstałem z krzesła, podszedłem do mojej i tylko mojej Violetty, uśmiechnąłem się i wtuliłem ją w siebie z ogromnym uśmiechem na ustach.

- Będę tatą- powiedziałem cicho i powtarzałem to coraz głośniej- Ja będę ojcem! Znowu będę tatą!- byłem ogromnie podekscytowany i kierowały mną emocję. W pewnym momencie złapałem Vilu w ramiona i czule pocałowałem, a nasi przyjaciele klaskali nam i gratulowali.
---------------------------------------------------------------
Dalej cała paczka przyjaciół żyła długo i szczęśliwie jak w bajkach- i tak powinno być, prawda?
---------------------------------------------------------------
"Życie  płata figle i robi niespodzianki. Ważne byle były dobre. A do póki są to w naszym sercu panuje radość, lecz mogą być i złe dlatego bądź zawsze czujny i nie daj się zwieść!"
                                                                                                            ~ Martina Comello


****
Praca która zajęła trzecie miejsce :)
Autorka - Tina Comello
Czekam na wasze opinię !!



wtorek, 20 stycznia 2015

OS - Udawana miłość - Konkurs Veronica Blanco

NARRATOR
Młoda brunetka powolnym krokiem podążała w kierunku wielkiej firmy. Nie mogła się spóźnić bo zostałaby po godzinach a tego nie chciał. Wolała być kilka minut wcześniej. Jej szef był bardzo wymagający. Niby dzieliło ich tylko dwa lata różnicy ale chłopak był strasznie wredny i arogancki. 

Po kilku minutach zjawiła się w firmie. Włączyła swój komputer i zaczęła pracować. Po chwili z gabinetu obok wyszedł jej szef. Przestraszyła się lekko ale nic nie mówiła i nie przerywała pracy.
-Trzy minuty spóźnienia pani Castillo - Powiedział beznamiętnie patrząc w jakieś dokumenty. Dziewczyna na niego spojrzała.
-Przepraszam - Powiedziała cicho i dalej pracowała. Wiedziała że zaraz każe jej zostać w pracy po godzinach albo coś zrobić.
-Zostanie pani dziś dłużej - Powiedział. Westchnęła i pokiwała głową. Położył na jej biurku dokumenty.
-To trzeba wysłać do mojego ojca, zrobić zliczenia i przygotować dokumenty dla klienta z Nowego Jorku - Powiedział szybko. - I zamówić dwa bilety na lot do Nowego Jorku na za dwa dni - Dodał. Dziewczyna pokiwała głową notując zadania do wykonania.
-Coś jeszcze? - Spytała patrząc w notes. Po chwili podniosła głowę i spojrzała na swojego szefa.
-Tak za dwa dni poleci pani ze mną do Nowego Jorku będziemy tam mieli kilka spotkań i będę potrzebował asystentki - Powiedział obojętnie. Po chwili wszedł do swojego gabinety. Dziewczyna przekręciła oczami i zabrała się do pracy.

Brunet w pracy był nie miły i oschły, często dawał dziewczynie dużo pracy. Po pracy stawał się normalnym chłopakiem. Chociaż bardzo często lubił podrywać dziewczyny na jednał noc. W głębi duszy podkochiwał się w swojej ślicznej asystentce ale tego nie okazywał. Zawsze dawał jej dużo pracy i nie zwracał na nic uwagi. Pod koniec pracy bruneta ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu.
-Proszę- Powiedział obojętnie. Siedział bawiąc się swoim telefonem. Po chwili odłożył telefon na biurko.
-A więc dokumenty są wysłane do pana taty, to są dokumenty dla klienta z Nowego Jorku a to zliczenia. A tutaj są bilety tak jak pan prosił- Powiedziała i wszystko po kolei kładła na biurku swojego szefa.
-Dobrze dziękuję - Może pani iść już dziś do domu ale jutro chcę widzieć panią punktualnie

Dziewczyna wyszła z gabinetu prezesa a następnie z firmy dopiero wtedy odetchnęła z ulgą. Od razu skierowała się do galerii na drobne zakupy. Po drodze zadzwoniła do swojej przyjaciółki.Spotkały się pod galerią i wspólnie poszły na zakupy. Dziewczyny po pewnym czasie miały już trochę zakupów. Na sam koniec postanowiły wstąpić na kawę i ciastko do ich ulubionej kawiarni. Długo rozmawiały na różne tematy dużo się śmiały. Po kilku godzinach w końcu wróciła do domu. Postanowiła się spakować na wyjazd. Odstawiła walizkę i poszła wykonać wieczorne czynności. Po chwili położyła się spać i szybko zasnęła.

W tym samym czasie młody prezes był ze swoimi kolegami w klubie nocnym. Jak zwykle, pili, tańczyli i podrywali dziewczyny. Po kilku mocniejszych trunkach zaczął dość odważnie tańczyć z blondynką. Po kilku minutach zaczęli się całować a po nie długim czasie udali się do domu bruneta. Zaczęli się całować od progu. Po chwili ich pocałunki stawały się coraz brutalniejsze. Po chwili pozbyli się ubrań i spędzili ze sobą bardzo upojną noc.

DZIEŃ WYJAZDU
Blondynka dotarła na lotnisko kilka minut przed czasem aby szef nie miał się do czego przyczepić. Odnalazła miejsce w którym się umówili i usiadła na jednym z plastikowych krzesełek czekając na swojego szefa. Po kilku minutach zobaczyła go idącego w jej kierunku. Od razu wstała i zaczekała na niego. Widząc jego minę lekko się przestraszyła ale miała nadzieję że nie zrobiła nic źle. W końcu po pewnym czasie nadali bagaż i przeszli przez odprawę po czym zajęli miejsca w samolocie obok siebie. Zapięli pasy a szatynka zacisnęła oczy i położyła ręce na fotelu ściskając go. Bardzo bała się latać samolotem. Brunet widząc minę dziewczyny położył swoją rękę na jej dłoni. Dziewczyna otworzyła oczy i na niego spojrzała. Siedział z uśmiechem i parzył na nią.
-Nie bój się nie ma czego - Powiedział mężczyzna po czym zabrał swoją rękę i wyciągnął tablet. Dziewczyna jedynie pokiwała głową i z powrotem zamknęła oczy. Lekko odetchnęła dopiero jak samolot wzbił się w powietrze ale nadal się bała.

VIOLETTA
W końcu po kilku godzinach samolot wylądował a ja odetchnęłam z ulgą. Mój szef przez całą drogę przeglądał jakieś dokumenty na tablecie. Przyznam że jak dotknął moją dłoń to przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. No ale wiadomo jak cię taki przystojniak bierze za rękę to norma. Wysiedliśmy z samolotu i odebraliśmy nasze bagaże.Leon powiedział że czeka już na nas auto. Tak było. Wyszliśmy z lotniska i wsiedliśmy do czarnego BMW. Kierowca odpalił silnik i ruszył w nieznanym mi kierunku. Nigdy tu nie byłam więc podziwiałam widoki za oknem. Czułam na sobie czyjś wzrok ale chyba tylko mi się wydawało. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się pod dość sporym domem.
-Gdzie jesteśmy? - Spytałam szybko. - Szefie - Dodałam bo przecież nie obeszło by się bez tego. Zaraz by mi coś na ten temat nagadał. Że tak nie wypada albo coś w tym rodzaju.
-To dom moich rodziców - Powiedział a ja na niego dziwnie spojrzałam. - Nie ma ich przez ten czas więc zamieszkamy tutaj bez obaw - Wyjaśnił a ja odetchnęłam z ulgą. Chociaż przyznam ze wolałabym hotel. I chyba tak zrobię. Pokiwałam głową i oparłam się o auto.
-Może mi pan powiedzieć gdzie jest tutaj hotel? - Spytałam spokojnie. Nie zamierzam mieszkać z nim w jednym domu.
-No nie wygłupiaj się przecież dom jest duży - Powiedział. Czy mi się wydaje czy on nie użył zwrotu Pani. To dziwne nawet bardzo.
-Nie przypominam sobie abyśmy przeszli na ty - Powiedziałam z ironią w głosie. Postanowiłam przestać być grzeczną asystentką. Spojrzał na mnie zdziwiony. Myśli że wszystko mu wolno.
-Więc gdzie ten hotel? - Spytałam patrząc w jego cudowne oczy. Po chwili się ocknęłam lekko.
-Tutaj zostajesz i koniec - Powiedział stanowczo tym swoim głosem. - To polecenie służbowe - Dodał szybko.
-Pani - Poprawiłam go zła. Wyjęłam swoją walizkę.Patrzyła na każdy mój ruch. Po kilku minutach weszliśmy do domu. Pokazał mi pokój który będę zajmowała przez ten czas. Postanowiłam się rozpakować. Po kilku minutach usłyszałam pukanie do moich drzwi.
-Otwarte - Powiedziałam przeglądając jakieś dokumenty z firmy. W drzwiach stanął mój szef. Był ubrane w luźne dresy. Wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle w tym garniturze. Posłałam mu uśmiech
-Słucham szefa - Powiedziała oficjalnie jak zwykle. Podałam mu w między czasie dokumenty.
-Tak oficjalnie to tylko w pracy - Powiedział - Leon - Dodał i wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Ja cały czas jestem w pracy - Powiedziałam patrząc w kartkę. Chyba lekko się speszył bo zabrał rękę.
-Zabrała pani te kosztorysy co wysyłała pani dla mojego taty? - Spytał. Przyznam że byłam odrobinę zdziwiona że tym razem używał zwrotu Pani. No ale okej to prezes Verdas jego nie pojmiesz.
-Tak - Powiedziałam -Są w czerwonej teczce na stoliku - Dodałam. Obserwowałam każdy jego ruch. Zaczął je czytać.

Po kilku godzinach przeglądania dokumentów, patrzeniu w oczy i przyglądania się cudownemu uśmiechowi Leona znaczy prezesa Verdasa skończyliśmy i on poszedł do siebie a ja położyłam się na łóżku. Po kilku minutach zasnęłam.

DWA DNI PÓŹNIEJ
LEON
Relacje moje i Violi lekko uległy zmianie. Tak właściwie to przeszliśmy jedynie na TY po pracy. Ale dobre i to. Właśnie jemy śniadanie. Dziś dzień wolny a jutro ponownie wracamy do pracy.
-Co powiesz na Statuę Wolności dziś? - Spytałem. Mam ochotę spędzić z nią trochę czasu. Spojrzałem w jej śliczne oczy. Posłałem jej uśmiech i wyczekiwałem odpowiedzi.
-W sumie to czemu nie - Powiedziała i posłał mi uśmiech. Odwzajemniłem go. Po chwili usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Wstałem i skierowałem się w kierunku z którego dobiegały odgłosy. Zobaczyłem swoich rodziców. Zdziwiłem się bo mieli wrócić dopiero za tydzień czyli jak już my pojedziemy.
-Co wy tu robicie? - Spytałem zdziwiony. Po chwili podszedłem nich i się przywitałem.
-Musieliśmy zobaczyć twoją narzeczoną - Powiedzieli z uśmiechami na ustach. - Bo przyjechałeś z nią prawda? -Spytał tato.
-Tak - Powiedziałem szybko.- To wy zanieście walizki a ja zaraz wam ją przedstawię - Powiedziałem szybko aby zyskać na czasie. Oni poszli na górę a ja pobiegłem do jadalni.
-Musisz mi koniecznie pomóc - Powiedziałem szybko. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Dam ci premię a teraz udawaj moją narzeczoną - Powiedziałem i się uśmiechnąłem. Do jadalni weszli moi rodzice. Stanąłem na przeciwko nich.
-Kochanie pozwól - Powiedziałem i modliłem się żeby zaczęła udawać. Podałem jej rękę. Ku mojemu zdziwieniu chwyciła ją. Wstała i stanęła obok mnie.
-To jest Violetta moja narzeczona - Powiedziałem - A to moja mama Clara i mój tato Richard -Powiedziałem. Poznali się i my z Violettą zniknęliśmy na górę. Myślałem o tym czy mój plan wypali. Rodzice nie mogą dowiedzieć się że udajemy bo inaczej będzie kazanie na cały dzień. Mam nadzieję że nie wpadniemy.
-Ty wiesz że teraz musisz się wprowadzić do mojego pokoju? - Spytałem siadając na jej łóżku. Musimy być ostrożni i uważać więc musi to zrobić bo inaczej się domyślą że coś jest nie tak.
-A ty wiesz że będziesz musiał im w końcu powiedzieć prawdę? - Spytała i podeszła do szafy. Ma rację będę musiał im to powiedzieć bo przecież daleko tak nie zajadę. Ale mam dobry plan. Teraz poudajemy a jak wrócimy do Buenos Aires to im powiem że się rozstaliśmy. Tak to jest najlepsze rozwiązanie. Przynajmniej nie będę musiał im zbyt dużo mówić i wyjaśniać. Spojrzałem na Violettę a ona byle jak wrzucała swoje rzeczy do walizki.
-Tak wiem ale wolę na razie udawać a tobie wpadnie dodatkowa kasa -Wyjaśniłem szybko. Tak na prawdę to pasuje mi to że będziemy ze sobą spędzać dużo czasu.
-I robię to tylko dla tych pieniędzy - Powiedziała i skończyła wrzucać ubrania. Wskazała na walizkę a ja popatrzyłem na nią zdziwiony.
-Bierz ta walizkę i zasuwaj do pokoju - Powiedziała stanowczo. Spojrzałem na nią i się zaśmiałem. Wziąłem walizkę i zaniosłem do swojego pokoju. Ona podążała tuż za mną. Usiadła szybko na łóżko.
-Nie licz na to łóżko jest moje - Powiedziałem szybko. Spojrzała na mnie zła. -Nie ma mowy - Dodałem a ona westchnęła. Nie zamierzam jej we wszystkim teraz ustępować.

VIOLETTA
Po kilku minutach bezczynnego siedzenia i gapienia się w telewizor postanowiliśmy w końcu pojechać na miasto.Zebraliśmy się szybko i trzymając za ręce zeszliśmy na dół. Nie byłam zbyt pewna czy to aby jest dobry pomysł no ale niech mu będzie. Ubraliśmy na dole buty i już prawie wychodziliśmy kiedy zatrzymała nas mam Leona.
-Wychodzicie? - Spytała z uśmiechem na twarzy. Spojrzałam na Leona. Oczywiście był uśmiechnięty.
-No tak jedziemy do galerii - Powiedział i się odwrócił a ja zaraz za nim.
-Poczekajcie na nas kilka minut pojedziemy z wami - Powiedziała jego mama a ja westchnęłam. Puściłam jego rękę i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na ławeczce która stała przed domem i czekałam. Po chwili  z domu wyszedł również Leon i jego tata. Usiadł obok mnie i chwycił za rękę. Uśmiechnęłam się lekko i położyłam głowę na jego ramieniu. Było mi bardzo przyjemnie tak siedzieć. Bardzo fajnie czułam się jak trzymał mnie za rękę. Po chwili przyszła też jego mama. Wsiedliśmy do auta jego taty. Siedziałam z tyłu razem z Leonem. Położyłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy. Czułam się bezpiecznie i fajnie.
-Kochanie wszystko okej? - Spytał gładząc kciukiem moją rękę. Pokiwałam lekko głową i uśmiechnęłam się blado. Reszta drogi minęła nam w ciszy.

Chodzimy po galerii handlowej już od jakiejś godziny. Jego rodzice zniknęli gdzieś w którymś ze sklepów a ja spaceruję oglądając wystawy sklepowe. Leon też nie wiem gdzie ale gdzieś zniknął. Zostałam sama. W końcu mogę pomyśleć.Nie trwało to długo bo po chwili obok mnie zjawił się Leon. Uśmiechnął się do mnie i stanął na przeciwko mnie. Musnął koje usta. Byłam lekko zdziwiona.
-Rodzice patrzyli - Powiedział z uśmiechem a po chwili stanął obok mnie i chwycił mnie za rękę. Ruszyliśmy w kierunku jego rodziców. Muszę przyznać że czułam się niesamowicie jak jego usta stykały się z moimi. A teraz te przyjemne mrowienie.

Po dłuższym czasie wróciliśmy do domu. Kupiłam kilka rzeczy ale w sumie nic specjalnego nie znalazłam. Siedzimy teraz we czwórkę w ogrodzie. Leon obejmuje mnie i co jakiś czas całuję. Bardzo mi się to podoba ale nie daje tego po sobie poznać bo to moja praca. Myślę także gdyby tonie był mój szef to może nawet coś z tego by było.Marzenia są piękne. I często nie realne.
-Leon a ty słyszałeś że Gery wróciła? - Spytała jego mama. Siedziałam i słuchałam spokojnie bo nie wiedziałam o kogo chodzi.
-Gery to była narzeczona Leona - Wyjaśnił szybko jego tato. Pokiwałam głową. Leon jedynie kiwnął głową i mocniej mnie objął. Nie wiem o co mu chodziło ale się wtuliłam.
-Wiesz że teraz jest sama może ty i ona - Powiedzieli a mnie coś zakuło w serce. Tak, tak wiem. Jestem zazdrosna że w mojej obecności mówią o jego byłej narzeczonej.

-Przepraszam pójdę się położyć - Powiedziałam i wstałam. Mam dość słuchania o tej całej Gery. Jego rodzice zachwalają ją od godziny a Leon stara się ich uciszyć.
-Wszystko okej kochanie? - Spytał zmartwiony. Albo bardzo dobrze udawał albo serio się zmartwił.
-Nie tylko trochę źle się czuję - Powiedziałam - Czekam na ciebie w pokoju - Dodałam i poszłam do pokoju.

LEON
Jak tylko Violetta wyszła z salonu rodzice znów zaczęli swoją gadkę. W końcu nie wytrzymałem  i im powiedziałem co myślę na ten temat. Po chwili wróciłem na górę i wszedłem do pokoju.
-Strasznie cię przepraszam za moich rodziców - Powiedziałem jak tylko zobaczyłem dziewczynę.
-Przestań oboje wiemy że to moja praca -Powiedziała z uśmiechem. W jej oczach jednak widziałem coś innego.
-Dobra - Powiedziałem i usiadłem na łóżko obok niej. Wziąłem tablet i zacząłem czytać dokumenty. Moja asystentka usiadła obok mnie a po chwili jej głowa opierała się o moje ramie. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i dalej przeglądałem dokumenty. Po kilku minutach skończyłem, i odłożyłem urządzenie na stolik obok łóżka. Musnąłem jej usta i udałem się do łazienki.W kilka minut wykonałem wieczorne czynności i przebrałem się. Wróciłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Spojrzałem na nią. Wpatrzona była w sufit.
-Masz dla mnie ten materac? - Spytała w końcu. Zaśmiałem się lekko i przecząco pokręciłem głową. Spojrzała na mnie zdziwiona. Położyła głowę na moim ramieniu.
-To gdzie będę spała? - Spytała szeptem ręką jeździła po mojej klacie. Nic nie mówiłem tylko nakryłem nas kołdrą i zamknąłem oczy. Po kilku minutach odpłynąłem do krainy morfeusza.

Obudziłem się rano i poczułem że nie śpię sam. Zobaczyłem że po mojej lewej stronie leży śliczna brunetka. Uśmiechnąłem się na samą myśl o niej i z powrotem zamknąłem oczy. Jest taka cudowna. Dzisiaj będzie jakiś grill ze znajomymi rodziców na którym koniecznie musimy być. Obawiam się że rodzice mogli zaprosić Gery. Leżałem jeszcze chwilkę jak poczułem że Violetta zaczyna się budzić.
-Co ja tu robię? - Spytała przestraszona
-Spokojnie tylko tu zasnęliśmy razem - Powiedziałem spokojnie. Szybko wstała i wyszła z pokoju. Zaśmiałem się i uczyniłem to samo.

Po kilku minutach zszedłem na dół bo Violetta nie wracała do pokoju. Zobaczyłem że siedzi przy stole i rozmawia z moimi rodzicami. Niepewnie wszedłem do jadalni i zająłem miejsce obok mojej narzeczonej. Szkoda tylko że udawanej.
-Kochanie jesteś w końcu - Powiedziała i musnęła moje usta. Zdziwiony oddałem pocałunek.
-Miałem telefon z Buenos Aires -Wymyśliłem na poczekaniu. Zacząłem jeść śniadanie.Przyglądałem jej się kontem oka. jest taka śliczna, cudowna, delikatna. Świetnie całuje, kiedy mnie do się przytula czuję się niesamowicie. A kiedy jest ze mną jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. Ja się w niej zakochałem i nie potrafię już inaczej. Chociaż dobrze by było się odkochać to nie potrafię.

VIOLETTA
Od około godziny cały czas chodzę wszędzie z Leonem za rękę. Przedstawia mi mnóstwo ludzi których imion i tak już nie pamiętam. Teraz za to podeszła do nas jakaś krótko ścięta dziewczyna o jasno brązowych włosach.
-Leon jak dawno się nie widzieliśmy - Powiedziała z uśmiechem. Już się miała do niego przytulić kiedy Leon pociągnął i przytulił się do mnie.
-Tak ostatni raz jak zostawiłaś mnie tydzień przed ślubem - Zaśmiał się patrząc na nią. Widać że dziewczynie zrobiło się głupio.
-Było minęło - Powiedziała po chwili. - A to kto? - Spytała wskazując na mnie.
-Violetta - Powiedziałam szybko - Narzeczona Leona - Dodałam z satysfakcją. Jej mina była bezcenna..Nie wiem czemu ale cieszyłam się że ona to usłyszała. Teraz bez powodu mogłam go pocałować i nikt by nie miał prawa się o to do mnie przyczepić. On jest taki niesamowity. Dobra chyba powoli zaczynam się nim zakochiwać. Ale przecież to nie możliwe. Aj Violetta musisz być twarda. Po jakimś czasie kiedy Leon musiał odebrać telefon podeszłą do mnie Gery.
-Myślisz że cię kocha? - Spytała z chytrym uśmieszkiem. Zaśmiałam się na jej widok.
-Myślę że tak, i w przeciwieństwie do ciebie nie zostawię go tydzień przed ślubem - Powiedziałam spokojnie nalewając sobie soku.
-On będzie mój - Powiedziała i odeszła. Po chwili na swojej tali poczułam czyjeś ręce. Po chwili poczułam cudowne perfumy mojego narzeczonego. Uśmiechnęłam się pod nosem i przytuliłam lekko do niego.

W końcu po kilku godzinach wszyscy goście się rozeszli. Rodzice Leona pojechali odwieść kogoś i wrócą dopiero jutro po południu. No tak i cały dom dal nas. Teraz nie musimy udawać. Wróciłam do pokoju. Zobaczyłam że Leon siedział na łóżku i w dodatku nie ma na sobie koszulki. Ma niezłe mięśnie. Trzeba przyznać. Usiadłam obok niego.Tak teraz sobie myślę że gdyby nie to że udaję jego narzeczoną to powiedziałabym co do niego czuję. A co czuję? To proste jak mnie całuje to mam motyle w brzuchu a jak dotyka to przechodzą przyjemne dreszcze. Kiedy mnie przytula czuję się bezpiecznie. Po prostu zakochałam się w nim.

Zaczął mnie całować a ja kompletnie nie wiem o co chodzi. Strasznie mi się to podoba i z przyjemnością oddaję każdy jego pocałunek a nawet je przedłużam i pogłębiam. Nie zadawałam zbędnych pytań tylko pozbyłam się jego spodni dresowych. Oczywiście nie pozostał mi dłużny i ściągnął moją koszulkę i spodenki. Teraz obydwoje byliśmy tylko w bieliźnie. Po kilku minutach gry wstępnej w końcu zrobiliśmy TO.

                           DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ                                        NARRATOR
Brunetka jak co dzień rano szła do firmy. Teraz już nie musiała się martwić że się spóźni. Jej szef a zarazem najlepszy przyjaciel bardzo się zmienił. Teraz potrafią rozmawiać na wszystkie tematy. Dziewczyna czuje coś do swojego szefa ale wieże nie może mu o tym powiedzieć bo to zniszczyłoby ich przyjaźń. Wykonała swoje zadanie. Część swojej pracy za które dziś ma dostać wynagrodzenie.

Za to jej szef siedział właśnie w swoim gabinecie i zastanawiał się jak ma jej powiedzieć o tym że coś do niej czuje. Od pamiętnej nocy w Nowym Jorku nie może o niej zapomnieć. Zakochał się. W niej w swojej asystentce, udawanej narzeczonej, przyjaciółki. Nie powinien ale musi jej o tym powiedzieć. Albo ona odwzajemni jego uczucie albo on zniszczy ich przyjaźń na zawsze.

-Hej mogę? - Spytała dziewczyna stając w drzwiach gabinetu swojego szefa. Chłopak podniósł głowę z nad dokumentów i spojrzał na nią. Na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech.
-Jasne chodź - Odpowiedział i odłożył tablet na biurko. Wstał. Dziewczyna weszła do środka i przywitali się buziakiem w policzek jak co rano.
-Muszę ci coś powiedzieć - Powiedział chłopak. Przełkną ślinę. W pierwszej kolejności z kieszeni marynarki wyjął kopertę. Podał ją dziewczynie. W kopercie znajdowała się duża ilość pieniędzy. Brunetka zajrzała do środka i lekko się zdziwiła. Jej szef widząc jej minę postanowił coś powiedzieć.
-Pieniądze za pracę w Nowym Jorku - Powiedział spokojnie. Dziewczyna zajrzała do koperty i bardzo się zdziwiła.
-Leon przestań to chyba trochę za dużo - Powiedziała oddając mu kopertę.
-Należy ci się za pracę w trudnych warunkach - Zaśmiał się i spojrzał w jej oczy. Cały czas w nie patrzył i nie mógł przestać. W końcu zebrał się na odwagę.

-Posłuchaj zakochałem się w tobie - Powiedział w końcu chłopak. Dziewczyna była zszokowana.
-Leon słuchaj jesteś moim przyjacielem i nikim więcej - Powiedziała spokojnie. Nie wiedziała co ma powiedzieć mimo że się w nim kocha.
-I ta noc wtedy nic dla ciebie nie znaczyła? - Spytał szybko. Miał nadzieję że zaprzeczy że powie mu co czuje. Że coś czuje.
-Nic a nic - Powiedziała z trudem. Wiedziała że jest inaczej. Kiedy łamała mu serce łamała serce sobie. Zaczęła się do niego zbliżać. Dzieliły ich milimetry.
-Przepraszam - Wyszeptała w jego usta. Pocałowała go i wyszła. Zabrała swoje rzeczy i wyszła z firmy. Nie czuła się najlepiej więc złapała taksówkę i pojechała do domu.

VIOLETTA
-Fran kiedy ja go kocham a to była tylko moja praca - Powiedziałam po raz kolejny. Nie mogę uwierzyć w to że zakochałam się w Leonie. W tym idealnym facecie, moim szefie. Ale nie mogę mu tego powiedzieć. Przecież zniszczyłabym wszystko.
-Skoro go kochasz to mu to powiedz - Powiedziała stanowczo. Spojrzałam na nią. Raptem zrobiło mi się nie dobrze i pobiegłam do toalety. Zaczęła wymiotować. Po kilku minutach skończyłam i dokładnie wypłukałam usta. Wyszłam z toalety i usiadłam na kanapie w pokoju.
-Co ci jest? - Spytała zmartwiona Fran. Kompletnie nie wiem co mi jest. Może zjadłam coś nieświeżego. Albo to jakaś grypa żołądkowa
-Chyba zjadłam coś nie świeżego - Powiedziałam szybko. Mam nadzieję że szybko mi przejdzie. Nie mam zamiaru spędzić jutrzejszego dnia w domu. 
-Viola a może ty jesteś... - Zaczęła i spojrzała na mnie - Przecież mówiłaś że zrobiliście to - Dodała i pobiegła w stronę drzwi. Szukała czegoś w torebce. Może ma rację. Ale nie nie możliwe. Po razie nie mogło się udać. Po chwili wleciała do pokoju z testem ciążowym w ręku. Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
-Zrób go. Musimy mieć pewność - Powiedziała i podała mi pudełeczko. Popatrzyłam na nie przewracając je w rękach.

-Fran ty sprawdź - Powiedziałam i podałam jej kawałek plastiku. Usiadłam na przeciwko niej i patrzyłam na jej twarz. Spojrzała na test. Bacznie obserwowałam jej twarz ale nie mogłam z niej nic wyczytać.
-Dwie kreski jesteś w ciąży - Powiedziała szybko i podała mi test do ręki. Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Jestem w ciąży ze swoim szefem, przyjacielem ale też człowiekiem którego kocham. Momentalnie całe życie mi się zawaliło. Mam mętlik w głowie i nie wiem co mam robić.
-Zmierzasz mu powiedzieć? - Spytała a ja wróciłam na ziemię. Przeanalizowałam wszystko w głowie.
-Nie - Powiedziałam stanowczo i wzięłam kartkę oraz długopis. Na środku kartki napisałam słowo "Wypowiedzenie" i zaczęłam pisać dalszą część. Wiem że Fran przyglądała mi się bacznie. Na pewno nie popiera mojej decyzji ale nic nie mówi. Skończyłam pisać i się podpisałam. Po chwili włożyłam do koperty i podpisałam jego imieniem i nazwiskiem. Spojrzałam na przyjaciółkę.
-Zanieś to jutro do jego firmy - Poprosiłam i podałam jej kopertę nie miałam siły na widywanie się z nim. - I to też możesz mu dać - Dodałam i podałam jej test. Sama na bank bym mu o tym nie powiedziała. Więc jeśli Fran uważa że ma prawo wiedzieć to może mu go pokazać, a jeśli nie to to zostanie naszą tajemnicą. Moją i Fran. Udałam się do swojej sypialni i spakowałam walizkę. Zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i kupiłam bilet na najbliższy lot. Moja przyjaciółka cały czas mnie obserwowała.
-Gdzie jedziesz? - Spytała. Spojrzałam na nią. Nie powiem jej gdzie będę mieszkać bo zaraz Leon ją przemagluje i będzie wszystko wiedział.
-Włochy - Powiedziała. Nie podam jej dokładnego miasta czy adresu. - Nic więcej ci nie powiem. -Zadzwonię jak będę na miejscu - Dodałam i zapięłam walizkę. Znalazłam paszport i schowałam go do torebki.

KOLEJNEGO DNIA
NARRATOR
Brunetka wstała bardzo wcześnie rano. Od razu udała się do łazienki aby wykonać poranne czynności. Zjadła śniadanie i wypiła herbatę. Po chwili zamówiła taksówkę i poszła się ubrać. Po ubraniu się zabrała swoją walizkę i zamknęła mieszkanie. Wsiadła do taksówki i ruszyła na lotnisko. Po dłuższym czasie była na miejscu. Wysiadła z pojazdu wcześniej płacąc odpowiednią kwotę. Zabrała walizkę. Poszła i nadała bagaż, później przeszła odprawę i po kilku minutach była już w samolocie. Zajęła odpowiednie miejsce i włączyła sobie muzykę. Mimo że bardzo bała się latać była wyjątkowo spokojna. Po krótkim czasie samolot wzbił się w powietrze.
-Zaczynamy nowe życie - Szepnęła kładąc rękę na brzuchu.

W tym samym czasie chłopak właśnie wchodził do firmy. Rozejrzał się ale nigdzie nie widział swojej asystentki. Pomyślał że pewnie się spóźni albo jest gdzieś w firmie i się tym nie przejął. Wszedł do swojego gabinetu i zaczął przeglądać papiery które miał dziś przedstawić na posiedzeniu. Zajęło mu to sporo czasu. Następnie udał się na posiedzenie na którym spędził trochę czasu. Zdziwiło go to że a ni jak wychodził a ni jak wracał nie było Violetty. Westchnął i wszedł do gabinetu. Wyjął telefon i zaczął do niej dzwonić. Raz, drugi, trzeci... W końcu piąty, dziesiąty i dwudziesty. A ni razu nie odebrała. Za każdym razem włączała się poczta. Zaczął myśleć że coś jej się stało. Po kilku minutach do jego gabinetu weszła Gery. Zaczęli rozmawiać i zapomniał o tym że miał do niej dzwonić.

Przyjaciółka brunetki młoda Włoszka weszła do firmy w której wcześniej pracowała jej przyjaciółka.Skierowała się na odpowiednie piętro. Zapukała do gabinetu Leona Verdasa i weszła do środka. Zobaczyła szczęśliwego jego i jakąś dziewczynę siedzącą na jego biurku. Test który trzymała w ręku automatycznie wsunęła do torebki. Pomyślała że tak będzie lepiej.
-Przepraszam że przeszkadzam - Zaczęła i podeszła do biurka. - Wypowiedzenie od Violetty -Powiedziała i podała mu kopertę. Spojrzała na dziewczynę.
-Co się stało? - Spytał zdziwiony. Otworzył kopertę. Jako przyczynę wpisała sprawy rodzinne. Nic więcej nie mógł się dowiedzieć.
-Pomyśl co było mniej więcej dwa tygodnie temu - Rzuciła i spojrzała na niego. Po chwili ponownie spojrzała na dziewczynę i wyszła. Wiedziała że dobrze zrobiła nic mu nie mówiąc

Chłopak zaczął myśleć. W końcu przypomniał sobie co było dwa tygodnie temu. Walnął pięścią w ścianę i wybiegł ze swojego gabinetu a następnie z firmy. Rozglądał się za dziewczyną która  była u niego przed chwilką. Już wiedział że ona jest w ciąży. Inaczej by nie wyjechała, nie uciekła. Rozglądał się ale nigdzie jej nie było. Spytał ochroniarza czy widział w którą stronę poszła ale ten nic nie widział. Zrezygnowany wrócił do gabinetu. Usiadł przy biurku i zaczął myśleć. Jego ukochana wyjechała razem z owocem ich miłości. Pewnie już nigdy jej nie zobaczy.

1 ROK I 7 MIESIĘCY PÓŹNIEJ
VIOLETTA
Właśnie spaceruję sobie ze swoim synkiem po alejkach parku w Buenos Aires. Kilka dni temu przyjechałam tutaj na ślub Fran i Diego. Bardzo się cieszę że w końcu jej się ułożyło. Przynajmniej jej. Nie było dnia żebym przez ten cały czas nie myślała o Leonie. Cały czas jest ze mną. W moim sercu, głowie. Nasz, to znaczy mój synek ma już 11 miesięcy. Nie długo skończy roczek. Jest strasznie podobny do Leona. Idąc w kierunku mieszkania Fran. Mój synek wyrzucił swoje zabawki za wózek. Zatrzymałam się aby je pozbierać. W oddali zobaczyłam Leona więc szybko je zebrałam i poszłam do domu. Przeraża mnie myśl że za kilka dni będę musiała się z nim spotkać.

Dzisiejszego dnia wstałam dość wcześnie wyszykowałam się i zjadłam śniadanie. Następnie ubrałam mojego synka i wyszliśmy z mieszkania Fran. Diego pożyczył mi auto więc wsadziłam małego do fotelika samochodowego i ruszyłam w odpowiednim kierunku czyli do firmy Leona. Po kilku minutach była w firmie. Zabrała odpowiednie dokumenty. Problem był jeden potrzebowałam na nich podpisu Leona co oznaczało że musi się z nim spotkać. Teraz moje biurko zajmuje jakaś blondynka z toną tapety na twarzy. Zapukałam do jego gabinetu. Swojego synka trzymałam na rękach. Moje serce waliło jak kiedyś. Usłyszałam głośne i wyraźne "Proszę" więc otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Spojrzał na mnie i widać że dość mocno się zdziwił. Usiadłam na krześle na przeciwko niego a małego posadziłam na swoich kolanach.
-Podpisz mi to i znikam z twojego życia - Powiedziałam szybko. Nie miałam ochoty na zbędną rozmowę z nim.
-Cześć, ślicznie wyglądasz - Zaczął - Co cię tu sprowadza? - Spytał szybko. Cały czas patrzył w moje oczy.
-Ty też świetnie wyglądasz. Ślub mojej przyjaciółki a przy okazji dokumenty - Powiedziałam również patrząc w jego oczy.
-A to jest mój syn? - Spytał szybko. Spojrzałam na niego i się zaśmiałam.On się nazywa ojcem.
-Mój syn - Powiedziałam spokojnie. Nie mam zamiaru się z nim więcej widywać. To jest mój syn i tylko mój.
-Mów co chcesz. Gdyby nie to że twoja przyjaciółka wtedy wyszła a ja jej nie dogoniłem to bym wiedział gdzie jesteś.  Nie pozwoliłbym ci tak po prostu odejść - Powiedział i podszedł do mnie. Kucnął przy małym i zaczął do niego mówić. Myślałam o tym co mówił. Może i nie dał by mi odejść ale na bank nie byłby ze mną szczęśliwy. Wziął ode mnie małego i zaczął się z nim bawić. Ja siedziałam i patrzyłam w jeden punkt.
-Jak ma na imię? - Spytał szybko. Nie chciałam aby wiedział ale nie miałam innego wyboru. Ma prawo to wiedzieć. W końcu jak by nie patrzeć to jego dziecko.
-Marco - Powiedziała szybko. - Ma 11 miesięcy - Dodałam. Nie chciałam więcej słuchać jego głosu za którym tak tęskniłam.
-Podpiszesz mi te dokumenty? - Spytałam zła. Już po woli nie podobał mi się ten pomysł żeby przychodzić tu z małym.
-Za chwilę - Powiedział i znów zaczął bawić się z małym. Westchnęłam i zaczęłam bawić się telefonem.

W końcu chyba po godzinie oddał mi moje dziecko. Posadziłam mojego synka z powrotem na moje kolana i spojrzałam na niego. Podpisał moje dokumenty i spojrzał na mnie. Wzięłam je  i schowałam do swojej torebki. Zapięłam bluzę Marco i wstałam z nim na rekach.
-Czyli co to koniec? Tak po prostu wyjdziesz? - Spytał zdziwiony wstając.
-Tak - Potwierdziłam i skierowałam eis do drzwi. Widzę go już ostatni raz w swoim życiu. Zamierzam o nim zapomnieć.
-Kocham cię Viola - Powiedział. Słyszałam że podchodzi do mnie więc szybko wyszłam z jego gabinetu. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie.
-Kocham cię - Szepnęłam. Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Otarłam je i wyszłam z jego firmy. Dziś zaczynam zupełnie nowe życie. On nie zna mojego numeru telefonu, nie wie gdzie mieszkam. O Fran też nic nie wie. Nie ma szans aby mnie znaleźć. I chcę aby tak zostało.

KILKA LAT PÓŹNIEJ
ON - Przez te kilka lat szukał jej ale zawsze bez skutku. W ubiegłym roku odnalazł jej przyjaciółkę ale ona nic mu nie powiedziała. Postanowił zrezygnować z poszukiwań jej. Wie że i tak już nigdy jej nie odnajdzie. Mimo że ją bardzo kocha stara się o niej zapomnieć. Nie dawno poznał śliczną blondynkę. Planuje z nią ułożyć sobie życie mimo że nigdy nie przestanie kochać i myśleć o niej. Zawsze zostanie w jego sercu.

ONA - Przez te kilka lat starała się o nim zapomnieć. Nigdy jej się nie udało. Mniej więcej wie co się u niego dzieje dzięki przyjaciółce. Wie że poznał jakąś dziewczynę i cholernie ją to zabolało. Ale jest silna, musi. Ich syn właśnie kończy cztery latka. Coraz częściej pyta gdzie jest tata. Zawsze coś wymyśla ale że wie że niedługo będzie musiała powiedzieć mu prawdę a może nawet przedstawić jemu ojca. Może jeszcze kiedyś się spotkają. Tego nie wie nikt.

ŻYLI DŁUGO!! Ale czy szczęśliwie?
THE END

*************
Jest to praca która zajęła 2 miejsce w konkursie u Jogista Forever (Veronica Blanco)
P.S Przewiduję napisanie części drugiej :) Napiszcie na dole czy chcecie :P

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 31 - To wszystko moja wina

Z dedykacją dla Tini Verdas, Suzy Verdas, Klaudia Kapała, Digital, My Love, Tinita Blanco, Daiva Uzdilaite, Marysia Karnas, Avi Blanco, Patrycja Mumot, Vicki Verdas

LEON
Wstałem w strasznie dobrym humorze. Miałem pełno energii. Postanowiłem za wszelką cenę odzyskać Vilu. Zszedłem na dół i wszedłem do kuchni aby przygotować śniadanie. Zobaczyłem Stef która chodziła i coś przygotowywała.
-Czy ty w ogóle byłaś w domu? - zadałem pytanie i otworzyłem lodówkę.
-Tak - Odpowiedziała spokojnym głosem
-Posłuchaj - Zacząłem - Chciałbym abyś oddała mi klucze - Dodałem po chwili.
-Ale jak to? - Zadała pytanie zszokowana.
-Chcę żebyś oddała mi klucze i odeszła - Powiedziałem jeszcze raz.
-Dobrze - powiedziała nadzwyczaj spokojnie - Ale wiedz że ja tak łatwo się nie poddam. - Powiedziała po czym zostawiła klucze na blacie i wyszła z domu. Odetchnąłem z ulgą.

Odwiozłem małego do przedszkola a sam pojechałem do firmy. Wszedłem do swojego biura , usiadłem wygodnie na swoim obrotowym krześle. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Violetty. Przyłożyłem telefon do ucha i czekałem.
-Czego chcesz? - Usłyszałem melodyjny troszkę zły głos Vilu. Uśmiechnąłem się sam do  siebie.
-Porozmawiać - Powiedziałem jak zwykle spokojnie.
-Nie mamy o czym - Starała się mówić spokojnie.
-Kocham cię i chcę do ciebie wrócić - Powiedziałem ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi więc postanowiłem kontynuować. - Wybacz mi proszę. Wiem że jesteś w ciąży. Chciałbym z tobą wychować tego malutkiego szkraba. - Powiedziałem szybko.
-Przykro mi Leon ale nie widzę dla nas wspólnej przyszłości. - Powiedziała przez łzy. Słyszałem że płakała i ciągała nosem.
-Ja się tak łatwo nie poddam - Powiedziałem po czym się rozłączyłem. Wziąłem kluczyki z biurka i wyszedłem z firmy. Wsiadłem do samochodu,odpaliłem silnik i ruszyłem.

Jechałem spokojnie w kierunku domu Violetty. Wjechałem na skrzyżowanie i już miałem zjeżdżać kiedy nagle poczułem uderzenie w tył auta. Nie wiedziałem co się dzieje. Po chwili poczułem kolejne uderzenie. Był duży huk. Zauważyłem że z mojej głowy cieknie krew. Po sekundzie kolejne uderzenie. Oparłem się o fotel, po chwili była ciemność i nic więcej nie pamiętam.

VIOLETTA
Siedziałam akurat w poczekalni. Znów zaczął dzwonić mój telefon. Odebrałam go. W końcu miałam dość. Porozmawiałam z Leonem i wszystko mu wyjaśniłam. Po chwili weszłam do gabinetu. Lekarz zaczął robić mi badania kontrolne.

Po około godzinie wyszłam z gabinetu i skręciłam w prawo po chwili znalazłam się na korytarzu szpitalnym. Akurat przywieźli jakiegoś rannego. Spojrzałam na niego.
-Leon - Wyszeptałam po czym w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
-Fran - Krzyknęłam kiedy zobaczyłam że do szpitala wbiega jego młodsza siostra.
-Viola spokojnie - Powiedziała po czym mnie przytuliła. Obydwie ruszyłyśmy w kierunku w którym zabrali Leona.

-Przepraszam czy wiadomo coś na temat Leona Verdasa? - Zadała pytanie zdenerwowana Francesca
-Tak - Odpowiedział lekarz - Czy pani jest kimś z rodziny? - Zadał pytanie. Fran wyjaśniła mu że jest jego siostrą.
-Więc pan Leon ma połamane dwa żebra, prawą rękę i nogę. Miał również rozwalony łuk brwiowy który właśnie zszyliśmy a teraz leży na sali operacyjnej i walczy o życie - Powiedział a z moich oczu popłynęły kolejne łzy. Zrobiło mi się słabo. Starałam się nie pokazać tego. Po chwili lekarz przeprosił Fran i powiedział że idzie operować jej brata. Przysiadła się do mnie i mocno mnie przytuliła.
-To wszystko moja wina - Powiedziałam przez łzy.
-Viola to niczyja wina - Powiedziała jeszcze mocniej mnie przytulając.

Jest koło 10 w nocy. Dopiero teraz skończyli operować Leona. Z tego co mówił lekarz jego stan jest krytyczny. Nie pozwolili mi do niego wejść bo nie jestem z rodziny. Weszła do niego na chwilkę Fran. Ale też nie może być tam zbyt długo.

*************
Tak jak obiecałam :) Było 20 komci i mamy rozdział :) Teraz to nie wiem kiedy pojawi się kolejny :P

Widzicie zła ja zrobiłam wypadek Leona. Jeszcze nie pogodzę Leonetty za szybko by było :P Musicie jeszcze poczekać.

Rozdział znów krótki ale nie miałam pomysłu na dłuższy.

Dobra już się nie rozpisuję i znikam :P
Kocham Was <333 Buziaczki :** Pa :*

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 30 - Ty pocieszyłeś się szybciej

Rozdział dedykowany Mrs. Blanco
 
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
LEON
Rano zadzwonił do mnie Fede i powiedział że musimy się koniecznie zobaczyć. Zgodziłem się bo co miałem innego zrobić. Z Violettą nie widziałem się okrągłe dwa miesiące. Cholernie za nią tęsknię. Przez ten cały czas rozmawiałem z nią tylko raz przez telefon. Powiedziała że już mnie nie kocha i żeby się więcej z nią nie kontaktował. Oczywiście tak łatwo nie odpuściłem. Jeździłem, próbowałem się skontaktować, milion razy dzwoniłem i wysyłałem kwiaty ale nadal nic. No cóż. Muszę się pogodzić że mnie nie kocha. Dzisiaj odprowadziłem małego normalnie do przedszkola a później wskoczyłem do firmy po dokumenty a teraz jadę do restauracji na spotkanie z Fede. Jestem ciekawy co ma mi do powiedzenia.


-Siema stary - Odezwał się znany mi głos. -Długo czekasz? - Po chwili zadał pytanie
-Nie no co ty - zacząłem ironicznym głosem - Tylko pół godziny - Powiedziałem
-No sorki stary - Powiedział spokojnie po czym zajął miejsce na przeciwko mnie. Po kilku minutach złożył zamówienie i zaczęliśmy rozmawiać. W sumienie mówił nic konkretnego.
-Myślałem że masz mi coś ważnego do powiedzenia - Zacząłem mówić
-Bo mam - powiedział po czym spojrzał w kierunku kelnera. Niósł jego zamówienie. Postawił je po czym odszedł.
-To mów -Powiedziałem zły
-Violetta...- Zaczął mówić - Ona... - Próbował kontynuować ale jakoś opornie mu to szło
-Co ona...?? - Zadałem pytanie zły. - Mówiłem ci ze sto razy że ona już mnie nie interesuje - powiedziałem zdenerwowany.
-Viola jest w ciąży - powiedział szybko po czym wsadził do swojej buzi porcję ryby.
-To fajnie - powiedziałem po czym dopiłem kawę
-Tylko tyle masz do powiedzenia? - zadał pytanie zdziwiony
-A co mam powiedzieć? - Zadałem pytanie zły - Szybko się pocieszyła - powiedziałem już spokojniej
-Ty pocieszyłeś się szybciej - Powiedział spokojnie pijąc sok.
-Dobra nie ważne - Powiedziałem lekko zdenerwowany. Zabolało i to cholernie. Będzie miała dziecko. Zazdroszczę temu kto jest tym szczęściarzem, i ojcem dziecka.
-To końcówka drugiego miesiąca - Zaczął - Mówi ci to coś może? - Zadał pytanie spokojnie
-Kompletnie nic-Powiedziałem tym razem bez emocji.
-To wszystko co chciałeś mi powiedzieć? - Zapytałem bo szczerze to miałem dość tego dziwnego spotkania.
-Tak,to wszystko - Odpowiedział spokojnie.
-Pogratuluj Vilu i przyszłemu tatusiowi - Powiedziałem wstając od stolika. Sięgnąłem po portfel i wyjąłem odpowiednią kwotę pieniędzy. Położyłem je na stoliku. Spojrzałem na Fede który robił to samo.
-Wiesz Leon co ci powiem? - Zadał pytanie tajemniczo
-Co do jasnej cholery? - Zapytałem zdenerwowany.
-Gratuluję - Powiedział po czym spojrzał na swoje auto. - Zostaniesz ojcem - Rzucił pod nosem ale ja to usłyszałem. Po chwili wsiadł do samochodu po czym odjechał.

Właśnie siedzimy razem z Jimem w jadalni przy stole. Jim rozwiązuje zadanie domowe z przedszkola a ja myślę nad tym co mówił mi dziś Fede.
-To końcówka drugiego miesiąca - Zaczął - Mówi ci to coś może? - Zadał pytanie spokojnie
-Tak - Wyszeptałem. Teraz już wiem o co mu chodziło. To wtedy mieliśmy swój pierwszy i jedyny raz. Czemu olśniło mnie dopiero teraz? Siedziałem zadowolony. W kuchni chodziła Stef która dziwnie na mnie patrzyła. Wstałem od stołu i skierowałem się na górę. Odnalazłem swój telefon po czym usiadłem na łóżku. Wybrałem numer do Vilu po czym przyłożyłem go do ucha.


Minęła godzina a ja wykonałem chyba ze 40 połączeń do mojej ukochanej. Nie odebrała ani razu. Chciałem do niej pojechać ale jest już późno zrobię to jutro. A teraz muszę już iść kłaść spać Jima.


VIOLETTA
Po ciężkim dniu szukania pracy w końcu udało mi się coś znaleźć. Może nie jest to nic wielkiego bo mam jedynie uzupełniać papiery w firmie no ale zawsze to coś. A w dodatku mogę pracować w domu. Jestem strasznie szczęśliwa. Położyłam się na łóżku aby odpocząć.

Jest trochę po 18 a mój telefon dzwoni już chyba z 30 raz. Kto dzwoni? No oczywiście Leon. Nie kontaktował się ze mną już od blisko 2 miesięcy a teraz raptem sobie przypomniał? Nie rozumiem o co chodzi? Czemu się tak dobija.
-Jakby się o czymś dowiedział... - Pomyślałam.
Wyszłam z pokoju zostawiając telefon na łóżku. Weszłam do pokoju dziennego gdzie zastałam Lu, Fede i Fran razem z Marco. Usiadłam na fotelu.
-Czy ktoś z was chce mi coś powiedzieć? - Zadałam pytanie nerwowo bawiąc się kawałkiem bluzki.
-A konkretniej? - Zadała pytanie moja przyjaciółka.
-Leon wydzwania do mnie już od godziny. Tak jakby się czegoś dowiedział. A o tym wiecie tylko wy - Powiedziałam po czym spojrzałam na każdego. Wszyscy patrzyli na mnie normalnie tylko Fede był jakiś zdenerwowany.
-Federico - Powiedziałam wściekła.
-Powiedziałem mu - Powiedział smutny - Ma prawo wiedzieć że zostanie ojcem - Powiedział po czym nerwowo podrapał się po głowie.
-Zaufałam ci a ty mu wszystko powiedziałeś - Powiedziałam przez łzy. Wyszłam i ponownie znalazłam się u siebie. Położyłam się na łóżku. Po kilku minutach zasnęłam.

***************
Hej :* W końcu Leon się dowiedział o ciąży :) Może nie od Violki ale ważne że wie :) Co będzie dalej? Zobaczycie :)

Dzisiaj mały szantaż :D
20 komentarzy - Rozdział 31 - Nie będę liczyła komentarzy typu "Zajmuję"!!

Obserwatorzy

Polecamy

Dodaj Swojego bloga do spisów